Wczorajszy mecz. Blackburn Rovers – Manchester City 1:1

Weekend bez angielskiej piłki to weekend stracony. Na szczęście, dzięki Orange Sport, można zobaczyć sporą dawkę meczów FA Cup.

Jakość obrazu nie umywa się do tego, co pokazuje Canal Plus, ale nie ma co narzekać. Lepszy Puchar Anglii na czarno-białym telewizorze niż nasza ekstraklasa albo La Liga w HD.

Słabi rezerwowi
The Citizens zaczęli mecz w nieco rezerwowym składzie. Manuel Pellegrini dał odpocząć m.in. Joe Hartowi, Pablo Zabalecie, Vincentowi Kompany’emu, Samirowi Nasriemu i Yayi Touré. O ich zastępcach nie można powiedzieć wiele dobrego.

Costel Pantilimon to bramkarz, nieładnie mówiąc, pokraczny. James Milner powinien trafić raczej na Old Trafford, gdzie w cenie są przeciętni skrzydłowi: Antonio Valencia czy Ashley Young. Natomiast Javi García po raz kolejny zagrał tak, jakby był za słaby na grę chociażby w Blackburn. Edin Džeko jest skazany na ławkę rezerwowych, bowiem wypada zdecydowanie słabiej niż Álvaro Negredo, a Hiszpan to nie van Persie czy Suárez. Szansy nie wykorzystał Gaël Clichy, a przecież jego rywal Aleksandar Kolarov nie jest wybitnym lewym obrońcą. O Dedrycku Boyacie trudno mi pisać, bo zbyt słabo go znam. Jednak, mimo czerwonej kartki, wypadł chyba najlepiej spośród wymienionych. Co nie oznacza, że dobrze.

Co ciekawe, trener gospodarzy Gary Bowyer też dał odpocząć najlepszym. Między słupkami stanął Paul Robinson, który na co dzień nie ma szans w rywalizacji z Simonem Eastwoodem, a w ataku zabrakło najlepszego strzelca (16 goli w Championship) Jordana Rhodesa. Wracając do Robinsona, trzeba przyznać, że były reprezentant Anglii wygląda, jakby karierę zakończył gdzieś tak z pięć lat temu. Ale wypadł bardzo dobrze.

Słaby sędzia
Michael Oliver może imponować. Facet ma 28 lat, a w Premier League sędziuje ze spokojem i bez strachu nawet przed największymi gwiazdami oraz najbardziej upierdliwymi zawodnikami. Jednak na Ewood Park nie popisał się (chodzi mi głównie o pierwszą połowę).

Niemal na początku meczu odgwizdał faul Rudy’ego Gestede, odbierając Rovers być może stuprocentową sytuację. Takie faule gwiżdże się w Hiszpanii, nie w Anglii. Co ciekawe, gospodarze nie protestowali. Oliver pomylił się też w drugą stronę, gdy Tommy Spurr (polski ligowiec nie kopnąłby tak daleko piłki, jak ten chłop rzuca ją z autu) sfaulował w polu karnym Negredo. Klasyk powiedziałby, że to był faul „miękki”. Według mnie jedenastka.

O kilku innych błędach nie ma co wspominać. Asystenci chwilami też zachowywali się, jakby sylwester był dzień przed meczem.

Nic, tylko życzyć powrotu
Odkąd pierwszą ligę angielską przemalowano na Premier League, pod nowym szyldem tylko pięć klubów zrobiło majstra. Jednym z nich jest Blackburn Rovers Football Club, dziś 10. drużyna Championship.

Nie najgorzej zorganizowana gra w obronie, szybcy i waleczni pomocnicy (najbardziej widoczny był chyba Chris Taylor, mógłby jednak podregulować celownik), dobre akcje skrzydłami – Rovers naprawdę mogli się podobać. Być może był to jednorazowy wyskok (nie śledzę Championship), ale drużyna Bowyera wyglądała lepiej od kilku ekip z Premier League. I z uwagi na dawną sympatię (w Rovers grał mój ulubiony – nie wiem w sumie dlaczego – piłkarz Chris Sutton) chciałbym, żeby w przyszłym sezonie walczyli z The Citizens nie tylko w krajowym pucharze. Jest to do zrobienia: do miejsca barażowego tracą dwa punkty.

A Manchester City rozczarował. The Citizens mogli się co prawda pochwalić 70-procentowym posiadaniem piłki, ale… to tylko statystyka. Być może piłkarze Pellegriniego nie zagrali na stówę, lecz to ich problem. Gdy Negredo zdobył bramkę do szatni (minimalny spalony?), wydawało się, że goście szybko dobiją Blackburn. Jednak, po fajtłapowatej interwencji Pantilimona, Scott Dann wyrównał. I niewiele brakowało, by to Rovers awansowali do kolejnej rundy.

Ciekawe, jak skończyłby się mecz, gdyby trener drugoligowca wystawił w podstawowym składzie Rhodesa? Jeżeli chodzi o zdobywanie bramek, 22-letni Szkot jest tym dla Blackburn, kim Cristiano Ronaldo dla Realu Madryt albo Luis Suárez dla Liverpoolu.

Trudno przypuszczać, by w meczu na Etihad kapitan Scott Dann poprowadził kolegów do awansu. Ale sobotni remis powinien dać im pozytywnego kopa w kontekście walki o awans do Premier League.

***

Słówko należy się też komentatorowi Orange Sport Leszkowi Bartnickiemu, bo naprawdę przyjemnie się go słuchało (choć mógłby sobie darować językowy koszmarek „pod grą”).

Dlaczego komentatorzy angielskiej piłki mogą być niemal w komplecie kumaci, a za hiszpańską odpowiadają niemal wyłącznie patałachy (słyszał ktoś z Was ostatnio Jacka Jońcę komentującego mecz Real Madryt – Xàtiva)? No cóż, jaka liga – tacy komentatorzy, ktoś powie. Może i racja.

***

III runda FA Cup

4 stycznia 2014, Ewood Park (Blackburn)

Blackburn Rovers – Manchester City 1:1 (0:1)
0:1 Álvaro Negredo 45′
1:1 Scott Dann 55′

Czerwona kartka: Dedryck Boyata.

Sędziował: Michael Oliver.

Widzów: 18 813.

Blackburn Rovers: Paul Robinson, Adam Henley, Scott Dann, Grant Hanley, Tommy Spurr, Tom Cairney, Jason Lowe, Chris Taylor, Lee Williamson (64′ Joshua King), Ben Marshall (81′ DJ Campbell), Rudy Gestede (81′ Jordan Rhodes). Trener: Gary Bowyer.

Manchester City: Costel Pantilimon, Dedryck Boyata, Joleon Lescott, Matija Nastasić, Gaël Clichy, Javi García, Fernandinho (64′ Yaya Touré), David Silva (88′ Pablo Zabaleta), James Milner, Álvaro Negredo (74′ Jesús Navas), Edin Džeko. Trener: Manuel Pellegrini.

***

Wyniki II rundy FA Cup

Losowanie par IV rundy dziś o godz. 15:00.

Marcin Wandzel