Wczorajszy mecz. Lech Poznań – Śląsk Wrocław 2:1

A co by było, gdyby Mila z Paixao przeszli do „Kolejorza”?

Narobiło nam się klasyków w piłkarskiej ekstraklasie. Mniej lub bardziej wyblakłych czy naciąganych, ale jednak klasyków. Starcia Lecha ze Śląskiem też się do takowych zaliczają. O niezwykle ciekawe zestawienie pokusiła się oficjalna strona wrocławskiego klubu. Z zawartych na niej wyliczeń wynika, że barwy Lecha i Śląska przywdziewało 47 zawodników. Ci najbardziej znani to Marek Jakóbczak, Paweł Kaczorowski, Łukasz Madej czy Marcin Wasilewski. Kto ma ochotę zgłębić temat zapraszam tutaj.

Gry taktyczne
Wyjściowe składy obu drużyn dalekie były od ich najsilniejszej wersji. W Lechu brakowało banitów, czyli Rafała Murawskiego i Bartosza Ślusarskiego, którzy zbyt hucznie świętowali imieniny Mariusza Rumaka. Podobno za mocno pili za zdrowie trenera, który – jak się okazało – nie zorientował się, że zdrowia nigdy dość i wyrzucił obu graczy z drużyny. Nie było też kontuzjowanego jedynego zimowego nabytku, Fina Paulusa Arajuuriego, a z powodu czerwonej kartki brakowało Panamczyka Luisa Henriqueza. Listę nieobecnych w „Kolejorzu” uzupełniali kontuzjowani od dłuższego czasu Bośniak Jasmin Burić, Serb Vojo Ubiparip i Gambijczyk Kebba Cessay.

Więcej kłopotów z zestawieniem drużyny miał Stanislav Levy. Czechowi rozsypał się środek pomocy: Słoweniec Dalibor Stevanović pauzował z powodu żółtych kartek, zaś Tomasz Hołota i Przemysław Kaźmierczak są kontuzjowani. Dodatkowo uraz leczy obrońca Mariusz Pawelec, zaś do Polski nadal nie dotarł certyfikat Flavio Paixao, brata najskuteczniejszego strzelca wrocławian.

Wobec kłopotów z zestawieniem podstawowych jedenastek, obaj szkoleniowcy zdecydowali się na eksperymenty. I tak: Rumak w ataku wystawił Fina Kaspra Hamalainena (nominalny pomocnik), a za jego plecami operował Daylon Classen z RPA. Z kolei Levy w środku drugiej linii wystawił stopera Adama Kokoszkę i obrońcę Toma Hateleya, zaś na lewej pomocy biegał boczny obrońca, Brazylijczyk Dudu Paraiba.

Na marginesie: w wyjściowych składach obu zespołów znalazło się miejsce dla trzynastu Polaków. Oprócz nich na murawie zameldowali się Szkot, obywatel RPA, Węgier, Fin, Słowak, Izraelczyk, Anglik, Brazylijczyk i Portugalczyk, a na zmiany weszli Czech i Albańczyk. Nielichy konglomerat…

Laga na Marco
W 5. minucie na indywidualną akcję zdecydował się Sylwester Patejuk, ale uderzył lekko i bardzo niecelnie. Chwilę później lewą stroną popędził Grego Lovrensics i zacentrował w pole karne. Hamalainenowi zabrakło milimetrów, by dojść do piłki. W 12. minucie Fin już się nie pomylił. Przy linii bocznej pola karnego Oded Gavish bezmyślnie sfaulował Szymona Pawłowskiego. Do piłki podszedł Barry Douglas i kapitalnie zacentrował na głowę Hamalainena. Fin nie miał kłopotów, by z bliska wepchnąć piłkę do siatki. Po zdobyciu bramki tempo gry spadło, wyróżnił się jedynie Douglas, który z rzutu wolnego huknął minimalnie nad okienkiem bramki strzeżonej przez Mariana Kelemena.

Śląsk, którego jedynym sposobem gry była „laga” na nie najszybszego Marco Paixao, powoli zaczynał dochodzić do głosu. Po dośrodkowaniu Sebastiana Mili z rzutu wolnego piłka spadła na nogę Rafała Groidzickiego. Słynący z toporności obrońca zagrał tak, że powiało futbolowymi salonami. Niestety, jego przewrotka była niecelna. Co się odwlecze, to nie uciecze. W 28. minucie wrocławianie wykonywali kolejny rzut wolny. Do piłki podszedł Hateley i zacentrował na głowę Grodzickiego. Sprytny strzał stopera Maciej Gostomski instynktownie odbił przed siebie. Na taką piłkę w polu karnym czyhał Paixao, który skierował ją do siatki.

Gospodarze próbowali odpowiedzieć, ale najpierw Hamalainen z metra nie potrafił umieścić piłki w bramce, a próby Lovrensicsa (dwukrotnie) i Huberta Wołąkiewicza należy skwitować milczeniem. Najlepszymi zawodnikami w barwach gości byli Mila i Paixao. A co by było, gdyby Mila w Lechu zastąpił potrzebnego jak piąte koło u wozu Classena, a Portugalczyk grał na szpicy „Kolejorza”? Czy Lech deptałby po piętach wyjątkowo słabej w tym sezonie Legii i nikt nie mówiłby o tym, że warszawian w tym sezonie mogą pokonać jedynie oni sami?

Nos Rumaka
Po zmianie stron w poznańskim teamie wreszcie pokazali się skrzydłowi. Siedem minut po przewie minimalnie niecelnie uderzał Pawłowski, zaś z lewej strony szalał aktywny Lovrensics. Gdyby precyzja Węgra szła w parze z jego szybkością, z pewnością byłby wart co najmniej połowę tego, co jego rodak Balazs Dzsudzsak (Dynamo Moskwa zapłaciło za niego 15 milionów euro). Grego strzelał, dryblował i dośrodkowywał. Po jednej z jego wrzutek i główce Tomasza Kędziory, Gavish o mały włos nie pokonał własnego bramkarza.

Jednak to nie Węgier został bohaterem Poznania. W 62. minucie za totalnie bezproduktywnego, wręcz bojkotującego grę Classena, Rumak wprowadził na boisko Łukasza Teodorczyka. Osiem minut później „Teo” potwierdził, że była to słuszna decyzja. Rezerwowy Lecha na lewej stronie wymienił piłkę z Lovrensicsem, po czym zbiegł do środka i strzałem z linii pola karnego tuż przy słupku nie dał szans Kelemenowi. Żaden z defensorów gości, nawet nie próbował przeszkadzać zawodnikowi Lecha… Zanim jednak wychowanek Wkry Żuromin strzelił bramkę, mógł ją zdobyć Hamalainen. Fin jednak fatalnie przestrzelił z dwunastu metrów, choć miał wokół siebie mnóstwo miejsca.

fot. Michal Jakubowski

Wybronili się
Mecz trzymał w napięciu do końca, bowiem oba zespoły miały swoje okazje. W 77. minucie wcześniejsze winy odkupił Gavish, który wygarnął piłkę spod nóg strzelającego na pustą bramkę Hamalainena. Trzy minuty później Izraelczyk mógł zostać bohaterem Śląska, jednak jego strzał głową z linii bramkowej kolanem wybił Douglas. Z kolei w doliczonym czasie gry na wysokości zadania stanął Gostomski, który obronił mocne uderzenie Mili z rzutu wolnego.

Spotkanie przebiegało w nerwowej atmosferze. Arbiter ze Zgierza, Paweł Pskit dziewięciokrotnie upominał piłkarzy żółtymi kartkami. Dostało się nawet rezerwowemu bramkarzowi Lecha, Krzysztofowi Kotorowskiemu, który zbyt żarliwie protestował przeciwko decyzjom sędziego.

Jak na polskie warunki oglądaliśmy dość żywy mecz, ze sporą ilością sytuacji podbramkowych. Niestety, nad umiejętnościami czysto piłkarskimi w naszej ekstraklasie nadal dominuje zwykła niechlujność połączona z nieudolnością, tudzież bezmyślnością. Bo całkiem niezłe spotkanie mogło być dobrym, a nawet bardzo dobrym, jeśli tylko piłkarze poważniej przykładaliby się do swoich boiskowych obowiązków. Od zawodowców można chyba wymagać koncentracji przez 90 minut gry?

16 lutego 2014, Inea Stadion w Poznaniu
22. kolejka T-Mobile Ekstraklasy
Lech Poznań – Śląsk Wrocław 2:1 (1:1)
Gole: Hamalainen 12., Teodorczyk 70. – Paixao 28.
Lech: Maciej Gostomski – Tomasz Kędziora, Hubert Wołąkiewicz, Marcin Kamiński, Barry Douglas – Karol Linetty, Łukasz Trałka – Szymon Pawłowski (89. Mateusz Możdżeń), Daylon Claasen (62. Łukasz Teodorczyk), Grego Lovrencsics – Kaspar Hamalainen (90. Dawid Kownacki).
Śląsk: Marian Kelemen – Tadeusz Socha (89. Lubos Adamec), Rafał Grodzicki, Oded Gavish, Krzysztof Ostrowski (75. Sebino Plaku) – Tom Hateley (84. Paweł Zieliński), Adam Kokoszka – Sylwester Patejuk, Sebastian Mila, Dudu – Marco Paixao.
Żółte kartki: Linetty, Kędziora, Claasen, Douglas, Teodorczyk, Kotorowski/Gavish, Hateley, Kokoszka.
Widzów: 20 347
Sędzia: Paweł Pskit (Zgierz)

Grzegorz Ziarkowski