Wczorajszy mecz. Manchester City – Tottenham Hotspur 4:1

Dawno nie marudziłem na temat Spurs. Londyńczycy, jak zwykle, dali okazję do jęczenia. Bynajmniej nie z rozkoszy.

Zanim przejdziemy do meczu: pamiętacie tego gościa?

michael johnson

To Michael Johnson (rocznik ’88), były gracz Manchester City, uznawany za wielki talent angielskiej piłki. Chłopak miał swoje problemy: z kontuzjami, z psychiką, z jazdą po pijaku. Zakończył karierę w 2012 roku, a media z lubością pokazywały jego zdjęcia, na których miał gdzieś tak 30 kilogramów więcej, niż na tym, które widzicie. Dziś ma się chyba dobrze i otwiera knajpę. Jak sam mówi, nie będzie to nocny klub, a dobra restauracja. Niby nic, ale czasem warto przypomnieć o tych, którym nie wyszło, choć mieli być gwiazdami.

Dobrze, ale źle
Jak sobie kibic Spurs odpalił chociażby soccerway.com i zerknął na bilans ostatnich sześciu meczów jego drużyny z mistrzem Anglii, mógł się załamać. Tylko jedna wygrana i pięć porażek: w tym dwa razy 1:5 i raz 1:6.

Początek spotkania na Etihad Stadium pokazał, że w sobotnie popołudnie może być inaczej, bowiem to, co robili gracze Mauricio Pochettino mogło się podobać. Zwłaszcza akcja w trójkącie Erik Lamela-Roberto Soldado-Ryan Mason. Jednak 23-letni Anglik (chyba będą z niego ludzie, nie tylko dlatego, że przypomina odrobinę Leightona Bainesa) nie pokonał Joe Harta. Później groźnie uderzył również Christian Eriksen.

ryan_mason_1011_637

Co z tego, skoro chwilę potem Lamela stracił piłkę, Frank Lampard podał do Sergio Agüero, a najlepszy – obok Diego Costy – napastnik Premier League fantastycznie wyprowadził w pole Younèssa Kaboula i piekielnie silnym strzałem nie dał szans Hugo Llorisowi.

Dobrze zaczęli Spurs, ale wyszło jak zwykle. Czyli źle.

Kaboul to, swoją drogą, fenomen: facet o umiejętnościach predestynujących do gry co najwyżej w Leicester, jest kapitanem Tottenhamu. Niesamowite. Najpierw kryje na radar Kuna, potem załatwia „jedenastkę” gospodarzom, następnie daje się ograć Argentyńczykowi, jakby wpadł na chwilę na mecz z dwunastogodzinnej roboty w tartaku…

„Obciął się” Lamela, jeszcze gorzej zachował się Fernando. Kapitalnie jego gapiostwo wykorzystał Mason, który odebrał piłkę wślizgiem. Ta trafiła do Soldado, który ładnie asystował przy golu Eriksena.

Minęło pięć minut i w starciu z Lamelą padł w polu karnym Lampard. Według mnie rzut karny taki bardziej hiszpański, ale że były pomocnik Chelsea nie ma opinii symulanta, nie było też wielkich protestów. Agüero znów nie dał szans Llorisowi (i tak zdecydowanie najlepszemu w ekipie gości).

Dobrze zaczął Tottenham, ale źle skończył pierwszą połowę, bo wynikiem 1:2. Dobrze zaczął (asysta, wywalczony rzut karny), ale źle skończył Lampard (kontuzja). Źle też skończył Kun, bo gdy Kaboul subtelnie wyciął w „szesnastce” rywala, tym razem eksnapastnik Atlético nie dał rady Llorisowi.

Pora wracać do domu
W przerwie studio, a w nim Sergiusz „yyy…” Ryczel. Można spokojnie rozwiesić pranie.

Jeżeli ktoś przyjrzał się składom obu drużyn, musiał zauważyć, że ekipa Manuela Pellegriniego jest w każdej formacji – poza bramką – silniejsza. Największą różnicę widać w ataku, i nie dlatego, że Inżynier postawił na dwóch snajperów, jak ma to w zwyczaju, a Pochettino na jednego. Przeciwnie: przeciwko Spurs wybiegł tylko Agüero.

No tak, z jednej strony Kun, z drugiej – Soldado. Jeden zdobywa cztery bramki, drugi marnuje rzut karny przy stanie 2:1 dla gospodarzy. Pierwszy jest najbardziej efektywnym napastnikiem w historii Premier League, drugi do siatki trafił ostatnio, biorąc pod uwagę mecze ligi angielskiej, 18 sierpnia. Może czas wrócić do domu, do Hiszpanii, señor Soldado. Byle nie do Valencii, bo z Paco Alcácerem nie ma pan szans.

goaldado

Nie znam się na piłce tak dobrze, jak Pochettino (ale pewnie lepiej niż Daniel Levy), jednak za cholerę nie rozumiem, jak trener drużyny z aspiracjami na pierwszą czwórkę (chyba że coś się zmieniło?) może wystawiać od pierwszej minuty Kaboula, Étienne’a Capoue czy Danny’ego Rose’a? Widać, że drużyna z White Hart Lane zrobiła postęp, że – mimo fatalnego wyniku – chwilami grała jak równy z równym z ekipą silniejszą kadrowo, ale… No właśnie, kadra. Tottenham ma w niej zbyt wielu graczy, którym umiejętności starcza na to, by zasilić ekipy z co najwyżej środka tabeli.

Następny tekst o Kogutach po ich spektakularnej wygranej. Ciekawe, czy będzie wtedy jeszcze istniał Slow Foot. Albo w ogóle internet.

its bad
Ten mem i fotka „Goaldado” znalezione na The Sport Bible

***

19 października 2014, Manchester (Etihad Stadium)

Manchester City – Tottenham Hotspur 4:1 (2:1)
1:0 Sergio Agüero 13′
1:1 Christian Eriksen 15′
2:1 Sergio Agüero 20′ (k.)
3:1 Sergio Agüero 68′ (k.)
4:1 Sergio Agüero 75′

Niewykorzystane karne: Sergio Agüero 32′ – Roberto Soldado 62′.

Sędziował: Jonathan Moss.

Czerwona kartka: Federico Fazio 67′.

Widzów: 45 549.

Manchester City: Joe Hart – Bacary Sagna, Vincent Kompany, Martín Demichelis, Gaël Clichy – Fernando (77′ Yaya Touré), Frank Lampard (28′ Fernandinho) – Jesús Navas, David Silva (70′ Stevan Jovetic, James Milner; Sergio Agüero. Trener: Manuel Pellegrini.

Tottenham Hotspur: Hugo Lloris; Eric Dier, Youness Kaboul, Federico Fazio, Danny Rose – Étienne Capoue (60′ Moussa Dembélé), Ryan Mason (69′ Jan Vertonghen); Erik Lamela (60′ Andros Townsend), Christian Eriksen, Nacer Chadli; Roberto Soldado. Trener: Mauricio Pochettino.

Marcin Wandzel