Wczorajszy mecz. Polska – Islandia 4:2

Dobrze, że atak mamy lepszy niż obronę…

Selekcjoner Adam Nawałka zaryzykował, stawiając na atak. Cóż innego mu pozostało, skoro starcie z Islandią miało charakter towarzyski, a spragniona reprezentacyjnego futbolu gawiedź oczekiwała goli? W środku pola zamiast uspokajającego grę Krzysztofa Mączyńskiego pojawił się ofensywnie usposobiony Piotr Zieliński, a przed nim operował żelazny duet napastników Arkadiusz Milik – Robert Lewandowski.

Artyści w obronie
Biało-czerwoni powinni objąć prowadzenie już po kilkudziesięciu sekundach, gdy ładnie wymieniliśmy piłkę w okolicach środka boiska i prostopadłym podaniem na prawej stronie uruchomiony został Jakub Błaszczykowski. Skrzydłowego Fiorentiny ubiegł jednak islandzki bramkarz. Goście zaatakowali skuteczniej. Ponieważ mamy w obronie „artystów” pokroju Łukasza Szukały i Jakuba Wawrzyniaka, po ledwie 180 sekundach od pierwszego gwizdka arbitra, goście wykonywali rzut karny. Szukała dał się ograć jak uczeń, a Wawrzyniak trafił w… no właśnie, nogi Kolbeinna Sigthorssona czy jednak w piłkę? Sędzia odgwizdał jedenastkę, którą na gola zamienił najskuteczniejszy strzelec eliminacji w drużynie Islandii, Gylfi Sigurdsson.

Jak mawiają klasycy – „szybko zdobyta bramka ustawiła mecz”. Chociaż… Gdyby w 6. minucie Błaszczykowski (świetne podanie wszerz boiska Lewandowskiego) nie zwlekał, tylko strzelał, mogło być 1:1. Ale nie było. Goście zagęszczali jak mogli przedpole własnej bramki, podwajali, potrajali Polaków, kryli niesłychanie ściśle. Polacy musieli grać atakiem pozycyjnym, co od zarania dziejów futbolu nie jest naszą mocną stroną. A Islandczycy mądrze przesuwali się za akcją, zmuszając Polaków do gry górą. W powietrzu rośli rywale rządzili, ustawiając się bezbłędnie i wygrywając niemal wszystkie pojedynki. Raz, w 15. minucie bramkarza gości głową uprzedził Milik, lecz nie trafił w bramkę.

Budziły się demony
W 28. minucie prostopadłego podania Lewandowskiego nie sięgnął ani Kamil Grosicki, ani Maciej Rybus, który szybko zmienił kontuzjowanego Błaszczykowskiego. 120 sekund później odetchnęliśmy głęboko, gdy po szybkiej kontrze Sigurdsson z 16 metrów minimalnie chybił. Nie minęło 60 sekund, a w dogodnej sytuacji Grosicki uderzył obok dalszego słupka. W 34. minucie Ragnar Sigurdsson doszedł do strzału głową ledwie cztery metry od naszej bramki, lecz posłał piłkę nad poprzeczką. Szczęścia mieliśmy dużo, ale nie na tyle, by tuż przed przerwą wykorzystać zamieszanie pod bramką gości. Ostatecznie do piłki doszedł Milik i próbował powtórzyć wyczyn z potyczki z Gruzją. Strzelał niemal z tego samego miejsca, ale nie trafił w tak zwany długi róg…

Po kornerze Kamil Glik zgrał piłkę głową, ale odwrócony plecami do bramki Wawrzyniak główkował nad bramką.

Wydawało się, że Polaków dopadają demony przeszłości. Gra w ataku pozycyjnym szła nam wyjątkowo opornie, były jaśniejsze momenty, gdy wymienialiśmy szybciej piłkę, ale ogólnie pierwsza połowa w wykonaniu naszych była do luftu. Po zmianie stron też nie było najlepiej, bo po szybkiej akcji Alfreda Finnbogassona z Birkirem Saevarssonem, napastnik Olympiakosu z 12 metrów strzelił płasko i minimalnie niecelnie. Polacy na tę akcję odpowiedzieli genialnie. Przed szesnastką na nogach utrzymał się atakowany przez rywali Zieliński i zagrał na prawą stronę do Grosickiego. „Grosik” miał zadziwiająco dużo miejsca, by przyjąć piłkę i uderzyć. Futbolówka odbiła się od nogi obrońcy, myląc nieco Ogmundura Kristinssona i wpadając do siatki przy bliższym słupku.

Oj, Szukała…
Zdobyty gol i asysta pozwoliła nabrać wiatru w żagle Zielińskiemu. Pomocnik Empoli poczuł taki przypływ mocy, że omal nie zanotował drugiej asysty, gdy urwał się lewą stroną i świetnie podał do Milika. Napastnik Ajaxu nożycami strzelił obok bramki. A potem „Zielu” mocno strzelił z dystansu, Kristinsson odbił piłkę przed siebie, a dobijający strzał Lewandowski nie trafił do bramki. „Lewy” też dwukrotnie próbował trafić do bramki, a Milik nie doszedł do podania Grosickiego wzdłuż bramki. Z drugiej strony Wojciech Szczęsny w mistrzowski sposób zatrzymał zagranie Islandczyków ze skrzydła.

Potwierdziło się, że fart jest przy Nawałce. W 65. minucie zdjął z boiska Zielińskiego i Wawrzyniaka, a wpuścił Mączyńskiego i Bartosza Kapustkę. Pomocnik Cracovii potrzebował dwóch (!) kontaktów z piłką, by skutecznie zamknąć akcję Łukasza Piszczka i zgranie klatką piersiową Lewandowskiego. Faktem jest, że po przerwie Islandczycy chyba opadli z sił i nie kryli już tak ściśle jak w pierwszej połowie. Goście też mieli okazje, ale najpierw Finnbogassona uprzedził Szczęsny, a gdy piłka dotarła do Sigurdssona, pomocnik Swansea po nodze naszego obrońcy uderzył nad bramką. W 69. minucie kolejny błąd popełnił Szukała. Gdy Jon Bodvarsson zgrał piłkę głową, stoper Osmanlisporu zwyczajnie nie trafił w futbolówkę, którą przejął Finnbogasson i z zimną krwią wykorzystał okazję sam na sam ze Szczęsnym. Panie Szukała, takie wpadki, profesjonaliście zwyczajnie w świecie, nie przystoją…

Chapeau bas!
Gdy na prawej stronie znów w porę nie wrócił Piszczek, Bodvarsson stanął oko w oko z naszym bramkarzem, na szczęście kopnął w boczną siatkę. W 76. minucie instynkt zabójcy pokazał Lewandowski. W piątek pracował dla dobra drużyny, wracał, rozgrywał, budował akcje, lecz właśnie wtedy, po rzucie rożnym, strzale Kapustki i niepewnej interwencji bramkarza, wepchnął piłkę do siatki. A cztery minuty później okazało się, że mamy zawodników światowej klasy. Grzegorz Krychowiak popisał się odbiorem w środku boiska i błyskawicznie uruchomił prostopadłym podaniem Lewandowskiego. Nasz kapitan „wjechał” z piłką w pole karne gości. Wyglądało na to, że przez moment chciał lobować, ale uderzył bez namysłu w dalszy róg i futbolówka zatrzepotała w siatce. Kontra, że palce lizać!

W końcówce wreszcie przyzwoitą interwencją popisał się Szukała, uprzedzając napastnika gości, który znów znalazł się oko w oko ze Szczęsnym. Pokonaliśmy Islandię 4:2, ale jesteśmy dalecy od euforii. Nawałka też tonuje nastroje, on doskonale wie, że do ideału naszej reprezentacji jeszcze dużo brakuje. Teraz pora na Czechów. Zagramy bez Błaszczykowskiego, Lewandowskiego, Krychowiaka i Łukasza Fabiańskiego. Trzej ostatni zrobili swoje i są pewniakami w kadrze na Euro. A we wtorek przed szansą staną dublerzy, którym w piątek nasi gwiazdorzy poprzeczkę, mimo wszystko, podnieśli dość wysoko.

13 listopada 2015, Stadion Narodowy w Warszawie
Mecz towarzyski
Polska – Islandia 4:2 (0:1)
Gole: Grosicki 51., Kapustka 66., Lewandowski 76., 80. – G. Sigurdsson 3.,k., Finnbogasson 69.
Polska: Wojciech Szczęsny – Łukasz Piszczek, Kamil Glik, Łukasz Szukała, Jakub Wawrzyniak (65. Bartosz Kapustka) – Jakub Błaszczykowski (12. Maciej Rybus), Grzegorz Krychowiak, Piotr Zieliński (65. Krzysztof Mączyński), Arkadiusz Milik (86. Mariusz Stępiński), Kamil Grosicki (86. Karol Linetty) – Robert Lewandowski (90. Artur Sobiech).
Islandia: Ogmundur Kristinsson – Birkir Saevarsson, Holmar Eyjolfsson, Ragnar Sigurdsson, Ari Skulason – Arnor Traustason, Aron Gunnarsson (46. Runar Sigurjonsson), Gylfi Sigurdsson, Jon Bodvarsson (76. Johann Gudmundsson), Birkir Bjarnason (46. Theodor Bjarnason) – Kolbeinn Sigthorsson (16. Alfred Finnbogasson).
Żółte kartki: Zieliński.
Sędziował: Padraigh Sutton (Irlandia)
Widzów: 56.207

Grzegorz Ziarkowski