Wczorajszy mecz. Tottenham Hotspur – Chelsea 1:1

Gdy po wyniszczającym sezonie 2011/2012, w którym Real Madryt zdetronizował Barcelonę, Pep Guardiola udał się na zasłużony urlop, José Mourinho wbił mu szpilę: „Jeśli odejdę [z klubu], to nie po to, żeby być przez rok na wakacjach”.

Początek obecnych rozgrywek (porażki z Basel w Lidze Mistrzów i z Evertonem w Premier League oraz, ogólnie rzecz biorąc, dość drętwy styl Chelsea) pokazał , że może i Portugalczykowi wakacje by się przydały. Później jednak nadeszła wygrana z Fulham i można było pomyśleć, że Special One i The Blues zaczynają iść w dobrym kierunki. No ale co to za sztuka wygrać z drużyną prowadzoną przez Martina Jola… Mecz z Tottenhamem to miał być prawdziwy test dla trzeciej ekipy ubiegłego sezonu.

***

Muszę przyznać, że im więcej niepochlebnych czy nienawistnych tekstów na temat Mourinho czytam, tym bardziej go lubię. Nienawidzą go, co w sumie zrozumiałe, kibice Barcelony (często cierpią na, parafrazując Michnika, zoologiczny antymourhinizm), nie lubi wielu, również polskich, dziennikarzy i tzw. ekspertów.

„Muł” (polska trawestacja ksywki „Mou”) , „portugalski nazista”, pogardliwe określenie „tłumacz” (jakby bycie tłumaczem to miał być powód do wstydu) – wybrałem trzy z określeń, jakimi obdarowali Mourinho jego „fani”.

Co do relacji między Mourinho a André Villas-Boasem (określanymi przez niektórych jako „zimna wojna”), to wcale bym się nie zdziwił, gdyby między byłymi trenerami Porto panowała mniej więcej taka „nienawiść”, jak pomiędzy Mou a Guardiolą, którzy ponoć wyściskali się przy okazji Superpucharu Europy i odbyli dość długa rozmowę.

Chyba czasem zapominamy, że menedżerowie wielkich klubów to zazwyczaj ludzie z większą klasą niż dziennikarze piszący o ich – wymyślonych bądź nie – konfliktach.

1
Dawnej przyjaźni już nie ma, ale wojny też chyba nie

***

Dziwnie ogląda się takie mecze. Z jednej strony ulubiona angielska drużyna – Tottenham, z drugiej – Chelsea, dowodzona przez mojego faworyta wśród menedżerów. To nie jest tak, że po niepowodzeniach Kogutów nie mogę zasnąć, ale trudno też powiedzieć, żebym oglądając londyńczyków, nie odczuwał intensywnych emocji. A Mourinho życzę powodzenia jak mało komu.

***

W pierwszej połowie bardzo dobrze grał Tottenham, słabo Chelsea. W drugiej role były odwrócone do momentu czerwonej kartki dla Fernando Torresa. Tak najkrócej można by podsumować te derby.

Mourinho niewątpliwie miał pretensje do swoich graczy, że zagrali taki piach przez pierwsze 45 minut. Jego uczeń, a dziś również rywal, Villas-Boas, do swoich, że w drugiej odsłonie derbów dali się zdominować Juanowi Macie i jego kolegom.

No właśnie, Mata. Mourinho sadza go na ławce kosztem słabszego Oscara i będącego w przeciętnej formie Edena Hazard. Dziś Hiszpan może nie zachwycił, ale zanotował asystę i ożywił grę Chelsea.

***

W drużynie gospodarzy najlepszy był Moussa Dembélé (uwielbiam patrzeć na jego grę). Świetnie do pewnego czasu grał Christian Eriksen, lecz w drugiej połowie zniknął. Ma chyba rację Andrzej Twarowski, mówiąc, że Duńczyk jest zupełnie nieprzydatny, gdy atakuje przeciwnik.

Czego dowiedzieliśmy się o obu drużynach? Że powrót Mou do Chelsea nie jest łatwy. Jego praca to będą raczej krew, pot i łzy, a nie bazowanie na swej żywej legendzie. Że warto by jednak postawił na Matę i że być może uda mu się obudzić Torresa (bardzo dobry mecz Hiszpana, choć… znów bez gola).

Co do Tottenhamu, to nie wiem, na ile jego dobre wyniki są pochodną pracy Villas-Boasa, a na ile talentu Eriksena, Townsenda czy mojego faworyta, Dembélé. Wciąż też nie zmieniłem zdania o Roberto Soldado – to nie jest zawodnik z czołówki europejskich snajperów. Liga Europy? Tak. Słabująca Valencia? Jak znalazł. Ale nie klub, który, jak sądzę, ma zamiar zadomowić się na stałe w pierwszej czwórce Premier League i walczyć o mistrzostwo.

***

Znów dobrą robotę wykonał duet komentatorów: Andrzej Twarowski – Rafał Nahorny. Irytować może jednak ciągłe nawiązywanie do sędziowania w Hiszpanii (zwłaszcza że Nahorny zdaje się mieć pojęcie o La Liga mniejsze niż Cezary Olbrycht, a to duża sztuka), wszak to, co wyprawiają sędziowie w Premier League, to też nie jest, cytując Twarowskiego, „cud, miód, malina”. W czym César Muñiz Fernández jest gorszy od takiego Martina Atkinsona?

Mike Dein, który zagwizdał na korzyść Spurs, karząc drugą żółtą kartką Torresa, choć akurat po tej akcji boisko powinien opuścić Vertonghen, tez się nie popisał. Belg i Hiszpan przez cały mecz kopali się po kostkach, a El Niño m.in. pokusił się o mało męskie rozwiązywanie sporów… drapiąc rywala po policzku.

1

I właśnie za tę akcję powinien wylecieć, nie za faul, którego nie było.

Gdy Twarowski po raz enty przypomina, że w Hiszpanii sędziowie gwiżdżą faule, których nie ma, to chyba zapomina, że w Anglii czasem puszczane są zagrania ocierające się o kryminał.

W obecnym sezonie nie odbyło się wiele meczów, po których emocje schodziłyby do następnego dnia, również pierwsza połowa spotkania na White Hart Lane nie zachwyciła. Jednak druga to już była niemal kwintesencja Premier League. Oby tak dalej, ale bez błędów sędziowskich.

***

28 września, Londyn, White Hart Lane

Tottenham Hotspur – Chelsea 1:1 (0:1)
1:0 Sigurðsson 19′
1:1 Terry 65′

1

Czerwona kartka: Torres 81′.

Tottenham: Hugo Lloris – Kyle Walker, Michael Dawson, Jan Vertonghen, Kyle Naughton – Paulinho, Moussa Dembélé – Andros Townsend (62′ Nacer Chadli), Christian Eriksen (70′ Lewis Holtby), Gylfi Sigurðsson – Roberto Soldado (77′ Jermaine Defoe). Trener: André Villas-Boas.

Chelsea: Petr Čech – Branislav Ivanović, David Luiz, John Terry, Ashley Cole – John Obi Mikel (46′ Juan Mata), Frank Lampard – Ramires, Oscar (82′ César Azpilicueta), Eden Hazard (69′ André Schürrle) – Fernando Torres. Trener: José Mourinho.

Sędziował: Mike Dein.