Chelsea FC. Przeklęta dziewiątka?

Na początku sierpnia 2022 roku ówczesny menadżer Chelsea FC Thomas Tuchel stwierdził, że numer „9” na koszulce pozostaje wolny po odejściu Romelu Lukaku, gdyż żaden z piłkarzy nie zdecydował się na jego wybór…

Niemiec żartował, że panuje przekonanie o tym, iż „dziewiątka” na Stamford Bridge jest przeklęta: „W Chelsea nie ma dużego popytu na numer dziewięć. Czasami zawodnicy chcą po prostu inny numer. Co zastanawiające, nikt nie chce mieć z nim nic wspólnego. Ludzie, którzy są w Chelsea dłużej ode mnie, mówią: „Och, wiesz, mieliśmy takiego jednego, który grał z «dziewiątką», i nie strzelał bramek, a później ten numer przejął ktoś nowy i też nie strzelał”. Tak więc teraz dotarliśmy do momentu, kiedy nikt nie chce tego numeru” (cytat za: chelseapoland.pl). Ostatniego dnia letniego okienka transferowego Chelsea wypożyczyła z Barcelony Pierre’a-Emericka Aubameyanga. Gabończyk wybrał numer, którego inni chcieli uniknąć. Czy nad „dziewiątką” w Chelsea, rzeczywiście ciąży fatum? Czy fani The Blues, mają uzasadnione powody do niepokoju po decyzji Aubameyanga? A może cała sprawa pechowej „dziewiątki”, to bzdury wymyślone przez przesądnych ludzi?

Władze Premier League wprowadziły stałe numery na koszulkach od sezonu 1993/94. Chelse, należy do elitarnego grona klubów (razem z Arsenalem, Evertonem, Liverpoolem, Manchesterem United i Tottenhamem), które mogą się poszczycić nieprzerwaną obecnością na najwyższym poziomie rozgrywkowym od historycznego momentu utworzenia ligi pod obecnym szyldem.

Pierwszym stałym właścicielem „dziewiątki” w barwach Chelsea był Tony Cascarino. W sezonie 1993/94 31-letni Cascarino w 20 meczach ligowych strzelił 4 gole. Dla reprezentanta Irlandii był to drugi sezon dla The Blues. Cały jego dorobek bramkowy podczas pobytu w Londynie nie jest zbyt okazały – łącznie we wszelkich rozgrywkach zdobył zaledwie osiem ligowych goli. Usprawiedliwieniem dla Cascarino z pewnością mogą być kontuzje, które pojawiły się podczas jego pobytu w Londynie. Przed przybyciem do Chelsea (m.in. Millwall, Aston Villa, Celtic) Cascarino nie notował spektakularnych osiągnięć strzeleckich.

Przełom nastąpił po odejściu ze Stamford Bridge do Francji. Doświadczony napastnik na poziomie Ligue 2 strzelił dla Marsylii w kolejnych dwóch sezonach kolejno: 31 i 30 ligowych goli. Nawet po awansie Olympique’u do Ligue 1 Irlandczyk mógł się pochwalić przyzwoitą liczbą trafień (9 i 12 bramek). W ostatnich dwóch latach kariery na najwyższym szczeblu rozgrywkowym we Francji zaliczył 12 i 15 goli dla Nancy, co było świetnym osiągnięciem jak na piłkarza, który zbliżał się do 40. roku życia.

Urodzony w Kapsztadzie Mark Stein, w wieku dwóch lat przybył wraz z rodziną do Wielkiej Brytanii z RPA. Jego ojciec Isaiah Stein (były pięściarz i działacz Afrykańskiego Kongresu Narodowego) uciekł z ojczyzny, aby uniknąć prześladowań za działalność polityczną. Dorobek strzelecki Steina przed przybyciem do Chelsea nie powalał na kolana. Grając m.in. w Luton, QPR i Oxford, tylko raz przełamał barierę dziesięciu goli w lidze. Dopiero w barwach Stoke City nastąpił znaczny progres. 16 goli na poziomie trzecioligowym i 26 na poziomie drugoligowym sprawiło, że piłkarzem zainteresowały się lepsze kluby.

Sezon 1993/94 Stein rozpoczął w Stoke i strzelił 8 goli w 12 spotkaniach. W trakcie rozgrywek napastnika pozyskała grająca w Premier League Chelsea. Występując z numerem „21” na koszulce, nowy nabytek The Blues miał udany sezon. W 18 meczach strzelił 13 goli w lidze (dołożył także jedno trafienie w Pucharze Anglii). Po sezonie 28-latek przejął „9” na kolejne dwa lata po Tonym Cascarino i odtąd jego dokonania strzeleckie znacznie się pogorszyły. W drugim sezonie w 24 meczach trafił ośmiokrotnie do bramki rywali (zdobył także jednego gola w krajowym pucharze i dwie bramki w Pucharze Zdobywców Pucharów). Z kolei w sezonie 1995/96 w ośmiu meczach nie strzelił ani jednego gola. Przez następne dwa lata The Blues wypożyczali napastnika do Stoke i Ipswich. Chociaż później Stein potrafił jeszcze zdobyć dwucyfrową liczbę goli w sezonie, to jednak czynił to w barwach klubów z trzeciego (AFC Bournemouth) i piątego poziomu rozgrywkowego (Dagenham & Redbridge) w Anglii.

Po Steinie numer „9” przejął Gianluca Vialli. Włoch przybył na Stamford Bridge w wieku 32 lat i występował w Londynie przez ostatnie trzy lata swojej kariery. Vialli, zarówno w Sampdorii, jak i w Juventusie, regularnie zdobywał dwucyfrową liczbę bramek (np. w sezonie 1988/89, grając w Genui, strzelił we wszystkich rozgrywkach 33 gole). Włoski napastnik także w Chelsea miał niezłe statystyki strzeleckie. W pierwszym sezonie (1996/97) w 28 meczach strzelił 9 goli w lidze (dołożył do tego dwa trafienia w Pucharze Anglii), w kolejnym – spędzając niemal o połowę mniej minut na boisku – w 21 meczach ligowych zdobył 11 goli (do tego dwa w Pucharze Ligi i sześć w europejskich pucharach). Vialli grał coraz mniej, nie tylko z uwagi na coraz bardziej zaawansowany wiek i silną konkurencję, ale też ze względu na nowe obowiązki. W lutym 1998 roku, po zwolnieniu Ruuda Gullita, Włoch został grającym menadżerem Chelsea i już kilka miesięcy później, po zwycięstwie nad VfB Stuttgart w finale Pucharu Zdobywców Pucharów, stał się najmłodszym trenerem, który sięgnął po jakikolwiek z europejskich pucharów (trzynaście lat później rekord Włocha pobił André Villas-Boas, młodszy o niemal sto dni). Dopiero w ostatnim sezonie dorobek ligowy Viallego, łączącego dwie funkcje, był już znacznie mniej okazały – tylko jeden gol w dziewięciu meczach Premier League (do tego należy doliczyć dwa w krajowym pucharze, sześć w pucharze ligi i jeden w europejskich pucharach). Piłkarz-menadżer u boku Gianfranco Zoli postawił w ataku na Norwega Tore Andre Flo. Po sezonie Vialli zakończył karierę piłkarską i skoncentrował się na prowadzeniu drużyny The Blues.

Po odejściu Włocha „dziewiątka” przypadła nowemu napastnikowi Chelsea, sprowadzonemu z Blackburn Rovers Chrisowi Suttonowi. 26-letni Anglik, który kiedyś potrafił strzelić w jednym sezonie na poziomie Premier League 25 goli dla Norwich City oraz 15 i 18 dla Blackburn (w tym drugim przypadku był nawet wspólnie z Dionem Dublinem i Michaelem Owenem królem strzelców angielskiej ligi), okazał się kompletnym niewypałem transferowym – w sezonie 1999/2000 w 28 spotkaniach ligowych zdobył zaledwie jedną bramkę (po jednym trafieniu dołożył w Pucharze Anglii i europejskich pucharach). Sutton po zakończeniu rozgrywek odszedł do Celticu, w którym wrócił do osiągania dwucyfrowej liczby goli w sezonie.

Przez następne cztery lata „dziewiątka” należała do Holendra Jimmy’ego Floyda Hasselbainka, którego dorobek bramkowy jest najlepszy ze wszystkich piłkarzy Chelsea, grających z tym numerem w ciągu ostatnich trzydziestu lat. Hasselbaink w drugiej połowie lat 90. objawił się jako znakomity snajper. W barwach Boavisty FC, Leeds United i Atlético Madryt strzelał (licząc wszystkie rozgrywki) co najmniej 20 goli w sezonie. W Madrycie, mimo spadku z ligi, został wicekrólem strzelców ligi hiszpańskiej i zdobył połowę (24 gole) dorobku bramkowego całej drużyny. Ze stolicy Hiszpanii 28-letni Holender przybył do Londynu i z miejsca stał się najlepszym strzelcem drużyny i całej ligi – już w sezonie 2000/01 został królem strzelców Premier League, a rok później wicekrólem. W obu tych rozgrywkach zanotował identyczny bilans – strzelił po 23 gole (dołożył także kilka trafień w Pucharze Anglii i Pucharze Ligi) w 35 meczach. Dopiero w kolejnych latach liczba bramek strzelonych przez Holendra była znacznie niższa. W sezonie 2002/03 Hasselbaink zdobył 11 goli w 36 meczach (do tego pojedyncze trafienia w pozostałych rozgrywkach), a w kolejnym roku 12 bramek w 30 spotkaniach. Ten ostatni sezon był już pod panowaniem nowego właściciela, Romana Abramowicza. Chelsea zakończyła sezon na drugim miejscu w tabeli, ale to nie zaspokajało ambicji Rosjanina, który przed rozpoczęciem nowego sezonu zatrudnił na stanowisku menadżera, triumfatora Ligi Mistrzów z FC Porto – Portugalczyka José Mourinho. Na Stamford Bridge przybyli m.in. Didier Drogba i Mateja Kežman. Dla doświadczonego Hasselbainka nie było już miejsca w składzie. Holender kontynuował karierę w Middlesbrough FC, w którym strzelał po kilkanaście goli w sezonie.

W sezonie 2004/05 wolną „dziewiątkę” wybrał sprowadzony z PSV Mateja Kežman. Jeśli ten numer jest w Chelsea przeklęty, to fatum nad Serbem ciążyło nie tylko przy jego krótkim epizodem w Londynie, ale przeniosło się na całą dalszą jego karierę. Kežman przybył na Stamford Bridge po czterech niezwykle udanych latach w Eindhoven. W ostatnich dwóch sezonach w PSV Serb miał średnią w meczach ligowych ponad jednego gola (35 bramek w 33 spotkaniach i 31 w 29). Jednak w stolicy Anglii 25-letni napastnik kompletnie rozczarował. Strzelił zaledwie cztery gole w 25 meczach Premier League (dorzucił jedno trafienie w Pucharze Anglii i dwa w Pucharze Ligi). Pomimo tego że Chelsea zdobyła upragnione mistrzostwo kraju, wkład Kežmana w ten sukces był niewielki. Po sezonie napastnik odszedł z klubu – grał w późniejszym okresie m.in. w Atlético, Fenerbahçe i PSG. Kończył karierę na Białorusi (BATE) i w lidze Hongkongu (South China). W żadnym z tych miejsc nawet nie zbliżył się do osiągnięć strzeleckich z czasów PSV. Kežman pobytu w Chelsea nie żałuje. W wywiadzie dla Sky Sports z 2011 roku powiedział wręcz, że ten transfer to było spełnienie jego marzeń i najlepsza rzecz, jaka mu się przytrafiła w karierze.

Zwolniony przez Kežmana numer trafił do powracającego z wypożyczenia Hernana Crespo. Argentyński napastnik w drugiej połowie lat 90. trafił do AC Parmy z River Plate i od razu zaczął się zaliczać do czołowych napastników Serie A. 22 gole w sezonie 1999/2000 zaowocowały transferem do mistrzowskiego Lazio, dla którego w następnym roku zdobył 26 bramek i został królem strzelców włoskiej ligi. W kolejnych dwóch sezonach (dla Lazio i Interu) z uwagi na kontuzje strzelił mniej goli (odpowiednio: 13 i 7). W 2003 roku trafił do Chelsea. Grając z numerem „21”, zdobył 10 goli w 19 spotkaniach. Kiedy na Stamford Bridge przybył Josç Mourinho, Argentyńczyk odszedł na wypożyczenie do Milanu. W sezonie 2005/06 30-letni snajper powrócił jako zmiennik Didiera Drogby. Argentyńczyk, grając z numerem „9”, strzelił 10 bramek w 30 meczach. Był to jego ostatni rok w Chelsea. Najpierw trafiał na kolejne wypożyczenia, do Milanu i Interu, a następnie do Genui i Parmy. Później tylko w barwach Interu udało mu się przekroczyć barierę dziesięciu goli w lidze (14 trafień w sezonie 2006/07).

Latem 2006 roku koszulka z numerem „9” trafiła niespodziewanie do obrońcy. 25-letni Holender Khalid Boulahrouz, sprowadzony z HSV, zagrał dla Chelsea ogółem 20 spotkań, w których nie zdobył ani jednego gola. Zaledwie po jednym roku spędzonym w Londynie Boulahrouz został wypożyczony do Sevilli FC, a następnie występował w VfB Stuttgart, Sportingu, Brøndby i Feyenoordzie. W ciągu całej kariery zdobył dziewięć goli. W całym sezonie 2006/07 królem strzelców Premier League został napastnik Chelsea Didier Droba, występujący z numerem „11”.

Kolejny sezon i ponownie niespodziewany posiadacz „dziewiątki”. Tym razem cyfrę na koszulce kojarzącą się ze środkowym napastnikiem przejął pomocnik Steve Sidwell. Anglik trafił na Stamford Bridge na zasadzie wolnego transferu z Reading. 25-latek, rywalizując o miejsce w składzie m.in. z Frankiem Lampardem i Michaelem Essienem, zdołał uzbierać łącznie 25 meczów, w których zdobył jednego gola (w meczu Pucharu Ligi). Dla Sidwella, tak jak dla kilku innych piłkarzy występujących z „dziewiątką” w Chelsea, był to pierwszy i ostatni sezon na Stamford Bridge. Po zakończeniu rozgrywek, Anglik odszedł do Aston Villi (później reprezentował jeszcze Fulham, Stoke oraz Brighton & Hove; w najlepszym sezonie na Craven Cottage strzelił siedem goli w Premier League).

Niemal już tradycyjnie w sezonie 2008/09 „dziewiątka” trafiła do kolejnego właściciela. Tym razem numer powrócił do środkowego napastnika – Franco Di Santo. 19-letni Argentyńczyk przybył do Chelsea z chilijskiego Audax Italiano, dla którego w ciągu dwóch lat zdobył 14 ligowych bramek. Także w przypadku Di Santo przygoda z The Blues trwała bardzo krótko. W całym sezonie nie strzelił ani jednego gola – zagrał w ośmiu spotkaniach ligowych, spędzając na boisku łącznie zaledwie 153 minuty. Argentyńczyk nie miał żadnej szansy w rywalizacji z Didierem Drogbą, Nicolasem Anelką i Salomonem Kalou. Na kolejny sezon Di Santo został zgłoszony do drużyny ponownie z „dziewiątką”, jednak jeszcze przed startem rozgrywek odszedł na półroczne wypożyczenie (później przedłużone o kolejne sześć miesięcy) do Blackburn Rovers. Argentyńczyk już nigdy więcej nie zagrał dla Chelsea – później występował m.in. w Wigan, Werderze, Schalke 04 i Rayo Vallecano. Tylko raz, reprezentując klub z Bremy, przekroczył w sezonie dwucyfrową liczbę goli w lidze (13 trafień w sezonie 2014/15).

Tymczasem napastnicy Chelsea byli najskuteczniejszymi piłkarzami ligi. Najpierw po koronę króla strzelców sięgnął grający z numerem „39” Nicolas Anelka (sezon 2008/09), a rok później, po raz drugi w karierze Didier Drogba (z „11” na koszulce).

Dopiero półtora roku po di Santo numer „9” znalazł nowego właściciela. 31 stycznia 2011 roku, w ostatnim dniu zimowego okienka transferowego, Chelsea sprowadziła gwiazdę Liverpoolu i reprezentacji Hiszpanii – Fernando Torresa. „El Niño” grał dla The Blues przez 3,5 roku, jednak jego dorobek strzelecki, delikatnie rzecz ujmując, był daleki od oczekiwanych. 27-latek pierwszą bramkę dla Chelsea zdobył 23 kwietnia 2011, w wygranym meczu przeciw West Hamowi, dzięki czemu przerwał passę aż 903 minut bez strzelonego gola i było to jedyne jego trafienie w drugiej części sezonu (18 meczów). Niewiele lepiej było w trzech kolejnych pełnych rozgrywkach. Torres, który dla Atlético i Liverpoolu strzelał regularnie po kilkanaście lub kilkadziesiąt goli w sezonie, w barwach Chelsea ani razu nie przekroczył dwucyfrowej liczby bramek w Premier League. Sezon 2011/12 to tylko 6 goli w 32 meczach (łącznie we wszelkich rozgrywkach: 11/49), 2012/13 to 8 bramek w 36 spotkaniach (łącznie: 22/64), zaś 2013/14 to 5 trafień w 28 meczach (łącznie: 11/41). Cały pobyt Torresa w Chelsea, nawet pomimo wygranej z Bayernem w Lidze Mistrzów (1:1, karne 4:3 w maju 2012 roku), to ogromne rozczarowanie. Już nigdy więcej Torres nie wrócił do takiej skuteczności, jaką prezentował przed transferem na Stamford Bridge. Po odejściu z Chelsea „El Niño” jeszcze przez siedem lat kontynuował piłkarską karierę, grając dla AC Milan, Atlético i Sagan Tosu. Tylko raz, w barwach Rojiblancos, przekroczył dwucyfrową liczbę bramek w sezonie ligowym (11 goli w sezonie 2015/16).

W lipcu 2015 roku „dziewiątka” znalazła się w posiadaniu wypożyczonego z AS Monaco Radamela Falcao. Kolumbijczyk, po transferze z River Plate do FC Porto, a później do Atlético, błyszczał skutecznością. W obu tych klubach strzelał łącznie ponad trzydzieści goli w sezonie. Dopiero kontuzje, które odniósł w barwach Monaco, wyhamowały jego imponujący dorobek strzelecki. Najpierw klub z księstwa wypożyczył Falcao do Manchesteru United, a później do Chelsea. Na Stamford Bridge 29-letni wówczas napastnik rozczarował. W dziesięciu meczach ligowych Falcao strzelił zaledwie jednego gola (we wszystkich rozgrywkach: dwanaście meczów i jedna bramka). Na domiar złego pod koniec listopada odniósł na treningu uraz mięśniowy, a pod koniec roku – kontuzję uda. Falcao w styczniu 2016 został nawet wycofany ze składu Chelsea zgłoszonego do Ligi Mistrzów. The Blues zakończyli sezon na odległym, dziesiątym miejscu w tabeli. Kolumbijczyk po zakończeniu wypożyczenia wrócił do Monaco, dla którego w kolejnym sezonie strzelił ogółem 30 goli w 43 meczach.

Chociaż latem 2016 roku do Chelsea został sprowadzony z Marsylii środkowy napastnik Michy Batshuayi, to jednak nie był on na tyle odważny, żeby przejąć feralny numer. „Dziewiątka” przez cały sezon pozostawała wolna, a Belg, jak się później okazało, nie oszukał przeznaczenia (transfer okazał się niewypałem i przez kilka kolejnych lat piłkarz był wypożyczany do kolejnych klubów).

Rok później do The Blues dołączył 25-letni Álvaro Morata i to on stał się nowy właścicielem „dziewiątki”. Hiszpan, grając dla Realu i Juventusu, nie zdobywał imponującej liczby bramek. Tylko raz zdołał uzyskać dwucyfrową liczbę goli w lidze (15 trafień w 26 meczach dla Realu, w sezonie 2016/17). Z uwagi na to, że Morata w żadnym wcześniejszym sezonie nie walczył o koronę króla strzelców, trudno też określić jego pobyt w Londynie mianem rozczarowania. W Premier League strzelił 11 goli w 31 meczach (ogółem 15 bramek w 48 spotkaniach). Przed kolejnym sezonem Morata zmienił numer na „29” – w pierwszej połowie roku strzelił 5 goli w 16 meczach (łącznie: 9/24) i zimą odszedł na zasadzie wypożyczenia do Atlético, a później na podobnych warunkach do Juventusu. W obu klubach utrzymywał swoją przyzwoitą średnią bramkową.

Po odejściu Hiszpana Chelsea sprowadziła kolejnego napastnika, Gonzalo Higuaína. 31-letni wówczas Argentyńczyk, wypożyczony z Juventusu, w niebieskiej koszulce z numerem „9” furory nie zrobił. W porównaniu do Moraty „El Pipita” wielokrotnie walczył o zwycięstwo w klasyfikacji najlepszego strzelca ligi. Kilkakrotnie potrafił zdobyć ponad 20 goli w lidze, a w sezonie 2015/16, w barwach SSC Napoli, został królem strzelców Serie A, z dorobkiem 36 trafień (w 35 meczach). Na Stamford Bridge Higuaín taką skutecznością nie błyszczał. W ciągu pół roku strzelił 5 ligowych goli w 18 spotkaniach. Po zakończeniu wypożyczenia trafił do Interu Miami.

Na kolejne dwa sezony numer „9” trafił do wychowanka Chelsea Tammy’ego Abrahama. Młody Anglik, dwukrotnie będąc na wypożyczeniu, popisał się świetnymi umiejętnościami strzeleckimi. Na poziomie Championship zdobył 23 gole w 41 meczach dla Bristol City (sezon 2016/17), zaś dla Aston Villi zanotował 25 trafień w 27 spotkaniach (sezon 2018/19). Z tym drugim klubem wygrał play-off o awans do Premier League. W finałowym meczu na Wembley Aston Villa pokonała 2:1 Derby County, prowadzone przez legendę The Blues Franka Lamparda. Po zakończonym sezonie Abraham wrócił na Stamford Bridge, a jego nowym menadżerem został właśnie Lampard. 22-letni napastnik stał się podstawowym napastnikiem Chelsea, która – ukarana zakazem transferowym – nie mogła sprowadzić żadnego uznanego snajpera. Abraham w 34 meczach Premier League zdobył 15 goli (łącznie w 47 spotkaniach strzelił 18 bramek) i został najlepszym strzelcem drużyny. Przed kolejnymi rozgrywkami Chelsea pozyskała Niemców – Timo Wernera i Kaia Havertza, więc pozycja Abrahama znacznie osłabła. Na dodatek w drugiej części sezonu Lamparda zastąpił Thomas Tuchel, który nie był przekonany do młodego napastnika. Ostatecznie Anglik zdobył 6 goli w 22 meczach Premier League (łącznie we wszystkich rozgrywkach 12 trafień w 32 spotkaniach). Pomimo znacznie mniejszej liczby gier, Abraham i tak był czołowym strzelcem drużyny – w lidze więcej goli zdobył tylko Jorginho (7), a ogółem strzelił wspólnie z Wernerem najwięcej bramek dla drużyny w sezonie, w którym Chelsea po raz drugi wygrała Ligę Mistrzów (1:0 z Manchesterem City). Abraham nie przekonał do swoich umiejętności Tuchela i odszedł do AS Romy, dla której w debiutanckim sezonie w Serie A strzelił 17 goli w 37 meczach.

W sierpniu 2021 roku kontrakt z Chelsea podpisał sprowadzony z Interu Romelu Lukaku, przejmując zwolnioną po Abrahamie „dziewiątkę”. Belg wrócił do Londynu niemal po dziesięciu latach. Pierwsze podejście Lukaku w Chelsea nie było udane – młody wówczas napastnik w oficjalnych piętnastu spotkaniach nie strzelił ani jednego gola. Wypożyczany do West Bromwich i Evertonu bez problemu zdobywał dwucyfrową liczbę bramek. Także później, po transferze definitywnym do Evertonu oraz w barwach Manchester United i Interu, imponował dorobkiem strzeleckim. W 2021 roku 28-letni Lukaku postanowił wrócić na Stamford Bridge. Transfer okazał się rozczarowaniem. Belg strzelił tylko 8 goli w 26 spotkaniach ligowych (łącznie: 15 bramek w 44 meczach). Napastnik od początku nie mógł się porozumieć z menadżerem Thomasem Tuchelem, a gwoździem do jego trumny okazał się nieautoryzowany wywiad dla Sky Italia. Lukaku w przypływie szczerości stwierdził, że gdyby miał możliwość, to nigdy by z Interu nie odchodził, tęskni za kolegą z Mediolanu – Lautaro Martínezem, a po świetnych sezonach w Serie A liczył na transfer do Realu, Barcelony lub Bayernu. Chociaż piłkarz przepraszał kibiców oraz menadżera za swoje wypowiedzi, to został ukarany przez Tuchela odsunięciem od prestiżowego meczu z Liverpoolem. Oficjalnie piłkarz i menadżer The Blues się pogodzili, ale de facto Lukaku został przez Niemca skreślony i latem 2022 roku Belg odszedł na zasadzie wypożyczenia do ukochanego Interu. Co ciekawe, przez trzynaście pełnych ligowych sezonów, tylko grając dla Chelsea, Lukaku nie był w stanie uzyskać dwucyfrowej liczby goli.

Zwolniony przez Belga numer pozostawał wolny do 1 września 2022 roku. Ostatniego dnia letniego okienka transferowego Chelsea sprowadziła na zasadzie wypożyczenia z Barcelony Pierre’a-Emericka Aubameyanga. 33-letni Gabończyk przez większość kariery wybierał na koszulce numer „17” (Borussia Dortmund) lub „14” (Arsenal). Czy „9” okaże się dla niego w Chelsea szczęśliwa? Z jednej strony fani Chelsea mają powody do optymizmu – Aubameyang w ciągu ostatnich dwunastu sezonów za każdym razem zdobywał dwucyfrową liczbę bramek w lidze (to on jako ostatni zdetronizował Roberta Lewandowskiego w klasyfikacji najlepszego strzelca Bundesligi – 31 goli dla Dortmundu w sezonie 2016/17). Z drugiej strony bardziej przesądni kibice The Blues nie mają powodów do radości. Gabończyk wybrał „dziewiątkę”, która w przeszłości okazała się pechowa dla wielu znakomitych snajperów.

W ciągu niemal trzydziestu lat, odkąd piłkarze Premier League występują ze stałymi numerami na koszulkach, Aubameyang jest siedemnastym piłkarzem Chelsea, który wybrał „dziewiątkę”. W tym gronie znaleźć można jednego obrońcę (Boulahrouz), jednego pomocnika (Sidwell) i piętnastu środkowych napastników. Tylko dwóch piłkarzy spośród tego grona, zanotowało wyższą średnią gola na mecz występując z dziewiątką na Stamford Bridge, niż podczas pozostałej kariery klubowej. Gianluca Vialli, licząc wszelkie rozgrywki (liga, krajowe i europejskie puchary), osiągnął w Chelsea średnią 0,45 gola na mecz, natomiast w pozostałych klubach – 0,37. Drugim chlubnym wyjątkiem jest Jimmy Floyd Hasselbaink. Przez cztery sezony w Chelsea Holender uzyskał średnią – 0,49 gola na mecz, zaś w pozostałych klubach – 0,39. Tylko minimalnie niekorzystną statystyką może się poszczycić Mark Stein (0,39 ogółem do 0,37 dla The Blues). Jednak znacznie pokaźniejsza jest liczba piłkarzy, którym „dziewiątka” w Chelsea nie służyła. Pierwszeństwo należy do Radamela Falcao (0,56 w całej karierze do 0,08 w Chelsea). Zdecydowanie gorsze statystyki pod względem skuteczności mają także Mateja Kežman (0,51 – 0,17), Chris Sutton (0,37 – 0,08) i Gonzalo Higuaín (0,47 – 0,26). Nic dziwnego, że cała czwórka w Chelsea spędziła zaledwie jeden sezon.

Czy „dziewiątka” w Chelsea jest przeklęta? Przykłady Viallego i Hasselbainka świadczą o tym, że nie. Włoch i Holender, potrafili być jeszcze bardziej skutecznymi napastnikami niż gdziekolwiek indziej w trakcie swojej kariery piłkarskiej. Jednak jeśli za punkt wyjścia przyjmiemy najnowszą historię The Blues – od przejęcia klubu przez Romana Abramowicza, to teza o klątwie numeru „9” jest jak najbardziej uprawniona. Kežman, Crespo, Torres, Falcao, Morata, Higuain, Abraham, Lukaku – wszyscy, grając w Chelsea z „dziewiątką” na plecach, w mniejszym lub większym stopniu zanotowali gorsze statystyki strzeleckie niż w innych klubach. Pierre-Emerick Aubameyang w dotychczasowej karierze klubowej może się poszczycić średnią 0,51 gola na mecz. Czy w Chelsea będzie w stanie uzyskać zbliżony wynik? Wydaje się to mało prawdopodobne.

Łukasz Wierzbowski