FC 8arcelona

Swoją ulubioną jedenastkę wrzuciłem kiedyś na Slow Foot. Na zdjęcie główne poszedł Adam Johnson. Ja to mam wyczucie.

Po pierwsze, nie lubię się powtarzać, po drugie – pomyślałem, że stworzę drużynę złożoną z jedenastu ulubionych zawodników w historii mojego Realu Madryt. No ale, jak to zrobić? Mijatović czy Benzema? Kroos czy Seedorf? Nie ma szans. Tak więc stworzyłem ekipę, w której znaleźli się moi ulubieni zawodnicy z ligi hiszpańskiej, którzy jakoś nie mieli nigdy niczego wspólnego z Królewskimi. Nie licząc, oczywiście, rywalizacji na boisku i plotek transferowych.

BRAMKA

Andrés Palop (ESP, 1973). Wieczny zmiennik Santiago Cañizaresa, który odszedł z Realu Madryt, bowiem przegrał rywalizację z Bodo Illgnerem, który potem przegrał rywalizację z Ikerem Casillasem.

OBRONA

Manuel Pablo (ESP, 1976). Plotka głosi, że gdy się urodził, od razu wyglądał, jakby miał 45 lat. Ponoć chciał go Real, lecz Deportivo La Coruña zażądało 45… baniek. Dziś nawet w czasie tzw. pandemii to pikuś, wtedy konkretna kwota.

Nourredine Naybet (MAR, 1970). Kolejny z El Depor, kolejny, który miał trafić na Santiago Bernabéu. Ponoć przestrzega ramadanu, ale robi wyjątek dla piwa. Każdy normalny facet – np. Charlie Harper – wie, że piwo to nie alkohol. Na marginesie, czemu człowiek, którego całe życie kojarzę jako „Naybeta”, teraz w Wikipedii figuruje jako „Rafuqe”?

Rafael Márquez (MEX, 1979). Gdy grał w AS Monaco, bardzo chciałem, żeby trafił do Madrytu. No i niemal trafił. Królewscy kupili jednak Ronaldo, więc zabrakło pieniędzy na Rafę, który został zawodnikiem Barcelony. Dalej go lubiłem – w reprezentacji Meksyku. Jako gracz Blaugrany podlizał się jej kibicom gadką o tym, jak to teraz nienawidzi Los Blancos.

Toby Alderweireld (BEL, 1989). Zapchajdziura w Atlético Diego Siemone (przykład: pojawił się na boisku w 83. minucie finału Ligi Mistrzów 2014 i musiał męczyć na lewej obronie – czyli robię to samo, co Cholo). Świetny stoper. Od lat ważny zawodnik Tottenhamu, mojej ulubionej drużyny z Premierszips.

POMOC

Gaizka Mendieta (ESP, 1974). Jestem tak stary, że pamiętam, jak się zastanawiałem, jak Mendieta współpracowałby z Fernando Redondo. Valencia wcześniej znienawidziła Real po tym, jak stołeczny klub „ukradł im” Predraga Mijatovicia, więc Gaizka trafił do Lazio. Reszta jest cierpieniem.

Juan Carlos Valerón (ESP, 1975). Kolejna legenda z A Coruñi. Ciekawe, czy odnalazłby się we współczesnym futbolu, bowiem przy nim nawet Guti wyglądał na pracusia. To, że żaden klub przez tyle lat nie wyjął go z El Depor, pozostanie dla mnie niezgłębioną tajemnicą.

Djalminha (BRA, 1970) – następny oldskulowiec z Deportivo. Piłka to sztuka, nie sztanga.

Vicente (ESP, 1981). Na lewej pomocy Valencii rządził Kily González (rocznik 1974), ale nagle pojawił się Vicente i okazało się, że Argentyńczyk wygląda przy nim jak Krystyna Pawłowicz przy Monice Bellucci. Karierę Hiszpana zarżnęły kontuzje.

ATAK

Romário (BRA, 1966). PSV Eindhoven „produkował” kiedyś co sezon wybitnych napastników. „Produkcja” zacięła się chyba na Matei Kežmanie, który też miał być wybitny, a okazał się średniakiem pokroju Javiera Savioli. Napastnik typu „głowa w jajach”, jeśli wiecie, o czym mówię.

Henrik Larsson (SWE, 1971). Tego to tak bardzo lubiłem, że nawet w Barcelonie mu kibicowałem i że aż mi Radamel Falcao wypadł ze składu. Przedstawiona przeze mnie jedenastka pokazuje, że powinienem być kibicem klubu z Camp Nou. Gdyby finanse „Dumy Katalonii” nie przypominały moich, latem pewnie trafiłby do niej Kylian Mbappé. Choć w sumie nie… niekoniecznie. Przecież w pewnym momencie moi ulubieni piłkarze zaczęli trafiać do Madrytu. Najlepszym przykładem jest Luka Modrić.

Marcin Wandzel