Historia pewnej fotografii (39)

31 marca 1971 odbył się niezwykły mecz: drużyna złożona z zawodników Saint-Étienne i Olympique’u Marsylia zagrała z Santosem Pelégo.

Co to była za gra? Ano, jak się nietrudno domyślić, towarzyska i charytatywna jednocześnie (dochód miał zostać przekazany na badania dotyczące chorób nowotworowych). Zerknijmy może na składy, wzięte z acervosantista.com.br:

0:0 w takim meczu, na dodatek transmitowanym przez telewizję? Panowie…

Dla maniaków całość:

Przy okazji tego wydarzenia sportowego doszło do spotkania wielkiej gwiazdy francuskiego kina Brigitte Bardot („I Bóg stworzył kobietę” Rogera Vadima, „Prawda” Henri-Georges’a Clouzot, „Pogarda” Jean-Luca Godarda…) z Edsonem Arantesem do Nascimento, znanym wszystkim (może poza informatykami w mojej pracy) jako „Pelé”.
Moja ulubiona – obok Romy Schneider, Rity Hayworth i Moniki Bellucci – gwiazda filmowa nie wyglądała wtedy już według mnie tak pięknie, jak jeszcze kilka lat wcześniej, ale i tak zapewne trudno było przejść koło niej obojętnie.

Pelému, można odnieść wrażenie, francuska aktorka nie przypadła do gustu. Wielki piłkarz ma minę, jakby szedł na leczenie kanałowe. Chyba jednak gwiazda ekranu nie odstraszyła gwiazdy futbolu, bowiem jeden z kolegów Brazylijczyka opowiadał, że O Rei był wręcz zakochany w BB. Być może mistrza świata dopadła po prostu nieśmiałość.

To najbardziej prawdopodobna wersja, bowiem niektórzy świadkowie wydarzeń opowiadali, że Pelé, widząc królową francuskiego kina, której miał przedstawić kolegów z Santosu, po prostu zaniemówił. Zasadniczy wpływ miały mieć na to szorty i czerwone buty Francuzki. Dodajmy do tego niebieski sweterek i mamy strój w barwach narodowych. Jak widać, patriotyzm nie musi być drętwy niczym prezydenckie orędzie.

Dlatego też te zdjęcia są tak ciekawe: zamiast dwojga uśmiechniętych supergwiazd, jedna wydaje się speszona. George Best pewnie już by kombinował, jak ustawić wspólny wyjazd do Saint-Tropez. Z drugiej strony, ktoś słusznie zauważy, nie wiadomo, co mogło chodzić po głowie Bardot, która raczej nie prowadziła życia księgowej. Zostawmy temat, zanim zrobi się tu jakiś Pudelek. Inna sprawa, że może lepiej poplotkować o prawdziwych gwiazdach, niż zajmować się chociażby czymś tak nieseksownym jak wybory w PZPN.

A wspomnienie spotkania z najwybitniejszym albo jednym z najwybitniejszych piłkarzy w historii znalazło się w dziennikach albo pamiętnikach „Bardotki”.

37-letnia wtedy aktorka bodaj dwa lata później niespodziewanie zakończyła karierę. Kiedyś bon vivantka obdarowywana futrami przez kochanków, dziś starsza pani kojarzona głównie z walką o prawa zwierząt, niegryząca się w język. Co by o niej nie gadać, trzeba przyznać, że w dzisiejszych, politycznie poprawnych czasach wyróżnia się na tle wszystkich plastusiów uważających, by nikogo nie urazić. „Obyś był zimny albo gorący! A tak, żeś letni, a nie gorący ani zimny…”. No właśnie.

Pelé był o sześć wiosen młodszy. Pograł jeszcze trzy lata w Santosie, a karierę skończył w 1977 r. w New York Cosmos. Swoje w życiu tez nawywijał.


Kolorowe zdjęcie to skan autora blogu „Antuiginho”

Oglądając zdjęcia z Paryża, myślę o tym, że choć mamy dziś piękne i mniej lub bardziej wybitne aktorki, to żadna nie ma już po prostu szans, by stać się ikoną na miarę Bardot czy Hayworth. O Marilyn Monroe nie wspominając. Zidiocenie mediów plus tzw. media społecznościowe, z których możesz się dowiedzieć, co aktorka czy piłkarz jedli na śniadanie i jakie imię nadali psu, sprawiają, że największe gwiazdy z jednej strony wciąż zdają się żyć w innym świecie, z drugiej – są co dzień obecne w naszym życiu. Trudno uznać za wyjątkowe coś, co jest podawane w zbyt dużej dawce.

Inna sprawa, że mamy tendencję do idealizowania przeszłości, więc może za 30 lat będziemy wspominać Cate Blanchett czy Scarlett Johansson tak, jak starsi od nas wspominają wyżej wymienione gwiazdy.

***

Ostatnio cały czas siedziała mi w głowie piosenka Micka Harveya o BB. Wrzucam więc i ją, i oryginał.

Marcin Wandzel