Przystanek Bundesliga (47). Książka Ronalda Renga

Aktualnie stanowi dla mnie przerywnik od lektur powieści kryminalnych.

Zafundowałem sobie, nawiasem mówiąc. Dużo o tej pozycji wcześniej słyszałem. Jedna czwarta już za mną; całość obejmuje trochę ponad 400 stron, podzielonych na 31 rozdziałów i opatrzonych posłowiem Tomasza Urbana z „Piłki Nożnej”, zapisanych dość niewielką czcionką.

Dlaczego zatem teraz piszę o książce wydawnictwa SQN w Krakowie „Bundesliga. Niezwykła opowieść o niemieckim futbolu”, a nie po wszystkim? Odpowiedź jest prosta: chciałem tylko do niej nawiązać i zwrócić tutaj uwagę na to, że jest. Poza tym nie jestem pewien, czy tworzyłbym na jej temat specjalną recenzję. Nie kryje się jednak za tym nic więcej – bez obaw, nudna nie jest.

Autor, niemiecki dziennikarz Ronald Reng, który wcześniej zdobył rozgłos za sprawą wspomnień o życiu Roberta Enke, spisał doświadczenia i obserwacje Heinza Höhera. Jego rozmówca ma w tej chwili 79 lat i zna tamtejsze realia od kulis, a już samą Bundesligę – utworzoną w 1962 roku – od jej narodzin.

Höher to były piłkarz Bayeru Leverkusen, Meidericher SV (czyli MSV Duisburg), FC Twente i VfL Bochum. Później pracował jako trener m.in. (właśnie) Bochum i Duisburga oraz kilku greckich klubów.

Z książki Renga można dowiedzieć się sporo na temat formowania się profesjonalnych rozgrywek w Niemczech, na co miał spory wpływ zawodowy status np. ligi we Włoszech, która już w latach 50. podpisywała z graczami kontrakty. W tym miejscu, à propos podejścia do futbolu, nasuwa się jeden z fragmentów rozdziału ósmego, w którym bohaterem jest kolega z boiska Höhera… Strona 83:

Gerd Wiesemes, jeden z bocznych obrońców VfL (Bochum – mój dopisek), pracował jeszcze w hucie jako kontroler jakości. Od 6:00 do 14:00 targał 15-kilogramowe koła zamachowe, które były przygotowane na potrzeby Volkswagena. Wkładał je do maszyny kontrolującej, a po próbie wyciągał i odnosił na miejsce – kilkaset razy dziennie. Nieświadomie odbywał najlepszy trening. Natura obdarzyła go wysokim wzrostem, zgrabnym nosem, gęstymi brwiami, umięśnionymi ramionami i potężnymi nogami, dzięki czemu wśród reszty sportowców wyglądał na prawdziwego atletę. Gdy przyspieszał, nikt nie chciał wejść mu w drogę.
Wiesemes nigdy nie chciał zarabiać dzięki piłce. Po tym, jak w 1961 roku, mając 18 lat, dostał się z drużyny juniorów do pierwszej ekipy VfL, sekretarz klubu kilkakrotnie mówił mu, żeby zaszedł po treningu do jego biura. Wiesemes był świadomy zamiarów działacza, który pragnął jego podpisu pod profesjonalnym kontraktem. Za każdym razem się wykręcał. Tak naprawdę wstydził się zarabiać pieniądze za grę w piłkę, bo to było jego marzenie – marzenie, którego nie chciał splamić pieniędzmi.

Ostatnie zdanie należałoby grubo podkreślić. Dzisiaj taka postawa jawi się jak kiepski żart.

Wraz z wystartowaniem Bundesligi, w której o miejsce ubiegało się ponad 40 klubów, ruszyła telewizja mająca relacjonować spotkania każdej kolejki. Program nazwano Aktuelle Sportstudio. Nie wspomniałbym o tym, gdyby nie początkowa lokalizacja siedziby. Tym działającym na wyobraźnię miejscem była bowiem stodoła, położona gdzieś na prowincji. Jednak wszystko, mimo że po amatorsku, działało. Niedociągnięć wprawdzie nie brakowało – tam nawet nie potrafiono kadrować. Cóż jednak z tego, skoro było przynajmniej wesoło…

Na kartkach książki Renga nie brakuje też tematów dużo trudniejszych, takich jak handlowanie meczami (chciałoby się powiedzieć, skąd my to znamy). Już w latach 70. niemiecka telewizja ujawniła nagrania, gdzie na taśmach słychać było wypowiedzi konkretnych osób związanych z Bundesligą. Nie wyszłoby to pewnie na światło dzienne, gdyby nie jeden z pracowników Kickers Offenbach (klubu walczącego o utrzymanie w elicie w owym podejrzanym sezonie 1970/1971), który zdecydował się z tym procederem walczyć. Offenbach zachowało się honorowo i do końca grało czysto, czego efektem był spadek z ligi…

„Bundesliga. Niezwykła opowieść o niemieckim futbolu” prowadzi czytelnika do nowej ery, czyli do czasów współczesnych. Ciekawi mnie, co odkryją przede mną kolejne strony: jakie mniejsze i większe historie i w jakim stopniu będą zajmujące. Jedno jest pewne już teraz: Ronald Reng wespół z Heinzem Höherem stworzyli zgrany duet.

Paweł Król