Retro. Euro ’88

W dzień 49. urodzin Marco van Bastena przypominamy chwile jego największego triumfu.

„Gdy byłem małym chłopcem, to wszystko było proste / Konsekwentny postęp w schodzeniu na manowce” – rapuje Joka. Tak jakby opisywał moje dzieciństwo. Wybite szyby, spalone dzienniki, śliwy pod okiem – to była normalka.

Grając w piłkę, na podwórku spędzało się dnie całe. W telewizji nic nie było, ale akurat podczas meczów mistrzostw Europy roku 1988 osiedlowe ulice pustoszały. O moich dziewiczych mistrzostwach pisałem czas jakiś temu („Retro. Mundial Mexico 1986”), ale turniej w RFN również oglądało się z wypiekami na twarzy.

Eliminacje pod znakiem pomarańczy
Lato roku 1988 było tak upalne, że wręcz pomarańczowe. Eliminacje do ME również przebiegały pod znakiem pomarańczy, tym bardziej że biało-czerwoni w kwalifikacyjnej grupie V trafili na Holendrów. Byliśmy bez szans, ale w moich dziewięcioletnich oczach nie była to tragedia, gdyż ówczesne media bezustannie powtarzały, że mistrzostwa Starego Kontynentu to impreza bez porównania trudniejsza od MŚ.

Na papierze eliminacyjne losowanie nie było najgorsze (my, wspomniana Holandia, Grecja, Węgry, Cypr). Zaczęło się całkiem dobrze – wygrana z Grecją i wyjazdowy remis z Holandią, ale potem była równia pochyła. Kulminacja nastąpiła w kompromitującym 0:0 z Cyprem w Gdańsku! Był to pierwszy wyjazdowy punkt dla piłkarzy z wyspy Afrodyty we wszelkich eliminacjach. Ostatecznie wyprzedziliśmy jedynie Cypr, najlepsi byli Holendrzy, a jak się miało okazać później – z nimi przegrać nie było żadnym wstydem. Na gorąco jednak ówczesną armadę selekcjonera zwanego Baryłą bezbłędnie podsumował Jan Tomaszewski: „Wojciech Łazarek zapowiadał radosną piłkę w naszym wykonaniu i tak też się stało: cała Europa się z nas śmieje”.

Biało-czerwoni i węgierscy bratankowie wystawili w eliminacjach największą ilość piłkarzy z reprezentacji rywalizujących we wszystkich grupach. Daje do myślenia…

1

Jak na pomarańczową grupę przystało, sam owoc odegrał w niej niemałą rolę. Otóż podczas meczu między Holandią a Cyprem w Rotterdamie jakiś lokalny półgłówek rzucił w kierunku bramkarz gości pomarańczą, wewnątrz której ukryta była świeca dymna. Bramkarz został zraniony, a Cypryjczycy dopiero po godzinie dali się ubłagać do powrotu na boisko. Skończyło się 8:0, ale UEFA kazała mecz powtórzyć, co było rozwiązaniem kompromisowym, jako że istniała groźba wykluczenia Oranje z rozgrywek. W proteście przeciw takiemu rozwiązaniu Grecy (drudzy w tabeli) wystawili w ostatnim meczu grupowym przeciw Holandii reprezentację młodzieżową. A sam mecz przenieśli na mało kojarzącą się w z futbolem wyspę Rodos. Skończyło się 3:0 dla przyjezdnych.

Inne grupy eliminacyjne przesadnie nie wbiły mi się w pamięć, może poza turecką łaźnią, jaką Turkom właśnie sprawili Anglicy – 8:0 na starym Wembley. Jugosłowiańscy Plavi próbowali rzucić rękawicę piłkarzom z ojczyzny futbolu, ale w decydującym meczu polegli 1:4 u siebie. Do przerwy 0:4. W efekcie Synowie Albionu byli wymieniani jako faworyci całej imprezy finałowej. Po raz pierwszy w jakichkolwiek finałach uczestniczyć mieli Irlandczycy. Stawkę uzupełnili gospodarze z RFN, Włosi, Hiszpanie, Duńczycy, reprezentanci ZSRR.

Grupa A – Maldini nigdy nie był młody?
W meczu otwarcia na stadionie Fortuny Düsseldorf niemieccy gospodarze podejmowali Włochów. Reprezentacja Italii po meksykańskim mundialu została znacznie odmłodzona i robiła niezłe wrażenie, grając futbol ofensywny, a nie catenaccio. Niczym rącze rumaki po murawie biegali 29-letni Carlo Ancelotti (nieco szczuplejszy niż dziś), 23-letni Roberto Mancini (bez szalika) i jego rówieśnik Gianluca Vialli (jeszcze z włosami). Paolo Maldini miał wtedy 19 lat, był najmłodszym uczestnikiem turnieju i wszyscy powtarzali, jaki on obiecujący. Tak, to musiało być strasznie dawno. Jedynym seniorów ekipy był 24-letni Giuseppe Bergomi, ale ten całe życie wyglądał jak podstarzały aktor filmów dla dorosłych.

1

Dariusz Szpakowski też był wówczas młody i nie mógł się nadziwić, czemu RFN dostał rzut wolny z pola karnego parę minut po otwierającym golu Manciniego. Otóż angielski sędzia Keith Hackett uznał, że włoski bramkarz Walter Zenga trzymał piłkę dłużej niż przepisowe cztery sekundy. Z rzutu wolnego pośredniego wyrównującego gola zdobył Andreas Brehme. Oczywiście wszyscy sąsiedzi byli zgodni, że Niemcy przekupili sędziego. Czemu aż tyle piszę o jednym meczu? Bo pozostałe w tej grupie były raczej nieciekawe i kończyły się zgodnie z przewidywaniami. Duński Dynamit już dawno się wypalił, a nowe pokolenie miało wykazać się dopiero za cztery lata, natomiast Hiszpanie cierpieli na kompleks „machismo”, przynajmniej zdaniem Andrzeja Zydorowicza.

Wyniki:
RFN – Niemcy 1:1
Dania – Hiszpania 2:3
Włochy – Hiszpania 1:0
Dania – RFN 0:2
RFN – Hiszpania 2:0
Włochy – Dania 2:0

1. RFN 5:1 5-1
2. Włochy 5:1 4-1
3. Hiszpania 2:4 3-5
4. Dania 0:6 2-7

Grupa B – dzielni Irlandczycy
W grupie A wszystko poszło zgodnie z planem, na szczęście o wiele ciekawsza była grupa B. Tu o każdym meczu mógłbym napisać 13-zgłoskowcem całkiem przyzwoitą pracę licencjacką. Aż tak Was katować nie będę, ograniczę się do paru słów. Jedziemy….

Anglia – Irlandia 0:1
Faworyt (może nie absolutny, ale zawsze) kontra absolutny nowicjusz. W dodatku mecz z historycznymi podtekstami – dla Irlandczyków mecz z Anglią to jak dla nas mecz z Rosją czy Niemcami. Jakby tego było mało, w barwach Eire na ławce angielski mistrz świata z roku 1966 Jackie „Żyrafa” Charlton, a wśród rezerwowych Tony Cascarino, który po latach przyznał, że z reprezentacją Irlandii podróżował z paszportem brytyjskim, gdyż obywatelstwa zielonej wyspy zwyczajnie nie posiadał. Zwycięskiego gola dla Irlandii zdobył… Szkot z Glasgow Ray Houghton. Była to ogromna sensacja. Coś jak wcześniejszy o parę tygodni triumf Wimbledonu w FA Cup.

1

Holandia – ZSRR 0:1
Wielki mecz rywali, którym przyszło zmierzyć się jeszcze raz na tym turnieju. Porażka wyszła w efekcie Holendrom na dobre, gdyż od następnego meczu od początku zagrał Marco van Basten, którego nawet numer na koszulce (12) przewidywał jedynie rolę rezerwowego. Nie wiem, co wtedy odbiło mnie i mojemu tacie (który zresztą dopiero dzięki moim namowom zainteresował się piłką), ale kibicowaliśmy w tym meczu Sowietom. Czy sprawiło to promieniowanie z Czarnobyla? Nie wiem, bo wcześniej i później zawsze byliśmy przeciw CCCP. Wtedy jednak do tego stopnia nas opętało, że gdy odmawialiśmy grzecznie z mamą paciorek, ojciec wpadł do pokoju z dzikością w oczach: „Gol, Rac strzelił!”. Do dziś nie wiem, co w niego wstąpiło.

Anglia – Holandia 1:3
Mecz zaczynał się kwadrans po piątej. Pamiętam, że zdążyłem gdzieś na połowę pierwszej połowy dopiero, gdyż wcześniej byłem na lekcji religii. Takie to były czasy, religii nie było w szkole, trzeba było przejść parę kilometrów do kościoła – a mimo to wszyscy chodzili. Niektórzy po to, by palić papierosy w lesie po katechezie. Ale to był chyba taki symbol oporu – byli tacy, co wpinali oporniki, wysadzali komitety, a dzieci chodziły do kościoła, na złość czerwonym. Ten mecz to narodziny nowej gwiazdy – Marco van Basten ustrzelił hat-tricka, a dumni, faworyzowani Anglicy mogli zacząć się pakować. Van Basten to ten sam pan, który z Bońkiem i Figo reklamuje jedno z piw.

ZSRR – Irlandia 1:1
I znów dzielni Irlandczycy pozostali niepokonani. Ich styl gry nie był piękny, ale skuteczny. Budzili powszechną sympatię. Po latach usłyszałem taką oto historię: mecze Irlandczyków komentował Jimmy Magee, którego nazywali „memory man”, bo miał niezawodną pamięć. Po meczu z Sowietami poszedł na spacer po parku w Hanowerze i natknął się na trzech mocno zmęczonych życiem, leżących na ławce irlandzkich fanów.

– Cześć, Jimmy. To ciebie nazywają „memory man”?
– Tak na mnie mówią, to prawda.
– Znasz odpowiedzi na wszystkie pytania?
– Ha ha, tak to prawda.
– W takim razie mam pytanie do ciebie…
– Dawaj.
– Gdzie jest nasz pieprzony hotel?

Anglia – ZSRR 1:3
Mecz bez historii. Sowieci grali swoje, a Anglicy jechali do domu, notując komplet trzech porażek. Nie popisali się angielscy fani, którzy odmawiali udziału w meksykańskiej fali. Angielscy kibice, stęsknieni podróży po karze nałożonej na tamtejsze kluby za Heysel, zachowywali się w RFN średnio na jeża.

Irlandia – Holandia 0:1
Siedmiu minut zabrakło dzielnym Irlandczykom do awansu. Wim Kieft w zamieszaniu podbramkowym głową pokonał Pata Bonnera i stało się najgorsze.

1. ZSRR 5:1 5-2
2. Holandia 4:2 4-2
3. Irlandia 3:3 2-2
4. Anglia 0:6 2-7

Półfinały: RFN – Holandia 1:2, ZSRR – Włochy 2:0
Tak jak w tegorocznej Lidze Mistrzów, i na wielu innych mistrzowskich imprezach ten etap rozgrywek najbardziej wrył się w pamięć. Najpierw w Hamburgu (na stadionie HSV odbył się tylko jeden mecz w tym turnieju, ale za to jaki!) zmierzyli się odwieczni rywale: Niemcy i Holandia. Rumuński sędzia Ioan Igna po gospodarsku dał po karnym każdej z drużyn. Gdy wydawało się, że będzie dogrywka, ofensywny wślizg van Bastena uprzedził Jürgena Kohlera i rewanż za rok 1974 stał się faktem! Do tej pory to Niemcy wyrywali zwycięstwa w ostatnich minutach, tym razem było na odwrót!

Po meczu Ronald Koeman udawał, że podciera sobie cztery litery koszulką Olafa Thona, czym wzbudził oburzenie między Renem i Odrą. Grali również Rudi Völler i Frank Rijkaard, którzy nieładnie będą na siebie pluli dwa lata później. A jeszcze potem wezmą udział w reklamie szlafroków. – Masełka, Rudolfie? – Tak, oczywiście. Poproszę, Franciszku…”.

1

W drugim półfinale ZSRR pewnie pokonał Włochów, po dwóch ukraińskich golach w wykonaniu Hennadija Łytowczenki i Ołeha Protasowa. Zresztą tamta drużyna radziecka była bardziej ukraińska niż rosyjska. Trener Walery Łobanowski też był ukraiński. Popatrzymy na skład z półfinału: Dasajew (Rosja) – Biessonow (Ukraina), Kuzniecow (Ukraina), Chidijatulin (Rosja), Rac (Ukraina) – Alejnikau (Białoruś), Hocmanau (Białoruś), Łytowczenko (Ukraina), Zawarow (Ukraina), Mychajłyczenko (Ukraina) – Protasow (Ukraina).

Finał: Holandia – ZSRR 2:0
Historia zatoczyła koło: Holendrom udało się wygrać finał na stadionie, na którym ponieśli najbardziej bolesną klęskę – w roku 1974. Raz udało się Oranje nie kłócić wewnątrz ekipy i efekt był widoczny. Holendrzy triumfowali pod wodzą tego samego trenera co w roku 1974 – Rinusa „Generała” Michelsa, jednego z ojców chrzestnych futbolu totalnego.

Tak jak skład AC Milan, tak samo do teraz na pamięć znam ówczesny skład Oranje. Zresztą trzy nazwiska się powtarzają. Van Breukelen – van Aerle, R. Koeman, Rijkaard, van Tiggelen – Mühren, Wouters, Vanenburg, E. Koeman – Gullit, van Basten.

1

Finał to oczywiście jeden z najpiękniejszych goli wszech czasów, autorstwa dzisiejszego jubilata Marco van Bastena; Rinat Dasajew, świetny bramkarz, nie miał nic do powiedzenia. Chociaż wtedy z kolegami z osiedlowego boiska ubóstwialiśmy strzały, po których piłka odbijała się od poprzeczki, zanim wpadła do siatki. Taka właśnie była bramka Ruuda Gullita.

Drużyna radziecka miała jeszcze karnego w końcówce, ale strzał Ihora Biełanowa obronił Hans van Breukelen. Tak się musiało stać, bo dobro musiało zwyciężyć – tak sobie wówczas kombinowałem z kolegami na podwórku. Z dzisiejszej perspektywy dla mojej piłkarskiej edukacji świetnie się ułożyło, że dominował futbol ofensywny (żadnego bezbramkowego remisu), tak jak dwa lata wcześniej w Meksyku.

Król strzelców: 5 goli – Marco van Basten

Drużyna turnieju: van Breukelen – Bergomi, R. Koeman, Rijkaard, Maldini – Giannini, Matthäus, Wouters, Gullit – Vialli, van Basten

Co było potem?
Jak potoczyły się dalsze losy aktorów tamtego niezapomnianego turnieju? Przeprowadziłem niezbyt skomplikowane śledztwo i okazało się, że oprócz Hiszpanii każdy z ówczesnych finalistów miał w swych szeregach przyszłego selekcjonera narodowego.

1

Holandia – Marco van Basten (Holandia, 2004-2008) i Frank Rijkaard (Holandia, 1988-2000; lepiej poszło mu w FC Barcelona). Trenerami klubowymi zostali m.in. Ronald Koeman, Ruud Gullit. Trzeba jednak przyznać, że największe sukcesy Oranje odnosili pod wodzą trenerów doświadczonych (Michels czy Bert van Marwijk), a nie naturszczyków jak van Basten. Sorry, Marco, ale stać cię na więcej niż Heerenveen.

ZSRR – Ołeksij Mychajłyczenko (Ukraina, 2008-2009).

Włochy – Roberto Donadoni (Włochy, 2006-2008).

RFN – Jürgen Klinsmann (Niemcy, 2004-2006; Stany Zjednocznone, 2011-?).

Dania – Lars Olsen (Wyspy Owcze, 2011-?).

Irlandia – Mick McCarthy (Irlandia, 1996-2002).

Anglia – Glenn Hoddle (Anglia, 1996-1999).

Jedynym wyjątkiem była Hiszpania, która zgodnie z tamtejszą tradycją, zawsze preferowała trenerów starszej daty. Chociaż hiszpańscy uczestnicy tamtego Euro również nie zasypiali gruszek w popiele: Aitor Beguiristain był dyrektorem sportowym FC Barcelona, a Eusebio Sacristán kręcił się przy rezerwowej drużynie Dumy Katalonii.

A co się działo u piszącego te słowa? Długo by opowiadać. Napiszę tyle, że obecnie chodzi na mecze ze swymi pociechami. „Konsekwentny postęp w schodzeniu na manowce…”.

Maciej Słomiński