Seans piłkarski (116). Trykot z orłem

Kolejny krótkometrażowy dokument sportowy, jaki miałem okazję w ostatnim czasie obejrzeć.

Przybliża widzom początki polskiej piłki reprezentacyjnej. Główny punkt programu stanowi pierwszy oficjalny mecz, który kadra Polski rozegrała 18 grudnia 1921 roku w Budapeszcie z Węgrami.

Zupełnie inne realia wtedy były. Dla niektórych wprost nie do uwierzenia może być sama podróż Polaków na niedzielny mecz w stolicy Węgier. Koleją, pociągiem trzeciej klasy, trwająca około 36 godzin. Po drodze zdarzyły się jeszcze opóźnienia, aż w końcu nasi rodacy zameldowali się w hotelu Astoria.

Wybrańców Józefa Szkolnikowskiego, szefa Wydziału Gier PZPN i selekcjonera w jednej osobie, a pradziadka dziennikarza sportowego Marka Szkolnikowskiego, oraz trenera Cracovii (nomen omen Węgra) Imre Pozsonyiego było zaledwie trzynastu. Zdecydowaną większość w drużynie narodowej (określanej w filmie drużyną zrośniętą z trzech zaborów) stanowili właśnie piłkarze „Pasów” – siedmiu z jedenastu, którzy wybiegli na boisko Hungária körúti stadion, wywodziło się z tego klubu. Skład uzupełniało dwóch graczy Polonii Warszawa (Jan Loth, Artur Marczewski) i po jednym Warty Poznań (Marian Einbacher) oraz Pogoni Lwów (Wacław Kuchar).

Przed tą historyczną rywalizacją w kraju nad Wisłą ewentualną porażkę z Madziarami do – umownie mówiąc – wyniku 0:3 miano uważać za pewien sukces. Polska nie miała bowiem w tamtym okresie zbudowanej, wypracowanej tak zwanej dobrej reputacji. Była po prostu nowicjuszem i nikt jej wysoko nie cenił. W Europie za najlepszych uważano natomiast Austriaków, Czechów, ale na pewno nie Polaków. Dlatego też niełatwo było wszystko zorganizować i doprowadzić do sprawdzenia się z Węgrami.

Nie było niespodzianki. Według zachowanych relacji to Węgrzy przeważali. Wygrali jednak tylko 1:0. Najmniejsza z możliwych porażka debiutujących Polaków była w dużej mierze zasługą bramkarza Polonii. Jan Loth dwoił się i troił. Podobno wyciągał piłki w nieprawdopodobnych sytuacjach, pozornie beznadziejnych. Zatem pierwszy krok okazał się trudny, wymagający, ale blamażu nie było. Polska prasa donosiła nawet o sukcesie. Dzisiaj trudno byłoby o podobną reakcję, mam takie wrażenie, lecz trzeba pamiętać o kontekście. To była nowa sytuacja dla piłkarzy w trykotach z orłem…

Film „Trykot z orłem” jest świetną podróżą do odległej o stulecie przeszłości, dzięki czemu widz może poznać początki rozwoju piłki w Polsce.

W materiale jest także zarysowana sytuacja geopolityczna obu rywalizujących tamtego grudniowego popołudnia krajów. Węgrzy byli świeżo po zadanej ranie, jaką była dla nich utrata sporej części terenów, ziem decyzją z Trianon w 1920 r. Pozostawali również niejako w izolacji po upadku monarchii Austro-Węgier i nie za bardzo chciano z nimi grać choćby w piłkę. Godzili się na to najwyżej… Austriacy, Niemcy i neutralni Szwedzi. Tak więc dla Węgrów mecz z Polską był w jakimś stopniu potrzebny: kojący i uśmierzający ból.

Entuzjaści futbolu w starym wydaniu znajdą dla siebie jeszcze więcej. W tym wzmianki o statusie piłkarstwa w Europie, o tym, że było przeważnie rangi amatorskiej.

Na osobną uwagę zasługuje wątek poświęcony strojom i obuwiu do gry. Będą się np. mogli dowiedzieć, skąd prawdopodobnie pochodziły buty naszych reprezentantów i kto je wyprodukował.

Pasjonaci starej fotografii, jak zakładam, też nie będą rozczarowani. Już sam fakt zachowania tak nielicznych zdjęć reprezentacji Polski z meczu w Budapeszcie stanowi sporą ciekawostkę.

Paweł Król