Stąd do Pardubic

Można powiedzieć, że dopiero w meczu 18. kolejki ligi czeskiej piłka wróciła do tego miasta…

Miało to miejsce w ostatnią sobotę, kiedy miejscowa drużyna podejmowała Slavię Praga.

Rozpoczęcie gry od środka boiska poprzedziła uroczystość przecięcia wstęgi z tytułu otwarcia zmodernizowanego stadionu w Pardubicach, w trakcie której marzły elegancko, choć skąpo ubrane hostessy.

Dotychczas, po uzyskaniu awansu na najwyższy ligowy szczebel, FK Pardubice gościnnie mecze w roli gospodarza rozgrywała na legendarnym Ďolíčku w stolicy Republiki Czech; od 2020 do 2022 roku.

fk

Niewielki, mogący pomieścić 4600 osób (innymi słowy: widzów, czyli w języku naszych południowych sąsiadów – diváků) obiekt doczekał się więc niejako swojej inauguracji.

Okazja trafiła się dobra i godna, bowiem do kraju pardubickiego przybyła pierwsza drużyna w tabeli, która miała rywalizować z – dla kontrastu – zamykającą stawkę szesnastu drużyn. Chociaż sporo mówi się o tym, że ekipa prowadzona przez Radoslava Kováča prezentuje w obecnym sezonie lepszy poziom niż miałyby na to wskazywać dorobek punktowy i zajmowana pozycja (11 pkt i 16. miejsce).

Smaczku mogło dodać to, że w wyjściowym składzie Pardubic znalazł się ofensywny pomocnik lub skrzydłowy Bartosz Pikul (poprzednio Slezský FC Opava w drugiej lidze); grał 58 minut. Co więcej, obecnie jest to jedyny Polak występujący w tej lidze. Dla porządku wspomnę, że obcokrajowców jest w niej 106, z czego prawie 1/3 stanowią Słowacy.

Początek sportowej rywalizacji nie wskazywał na łatwą przeprawę prażan, a jednak to oni wyszli na prowadzenie w 19. minucie. Z rzutu karnego pewne trafienie zaliczył Václav Jurečka. Został on podyktowany po uprzednim, niecelowym zagraniu piłki ręką przez bocznego obrońcę gospodarzy Dominika Kostkę.

Slavia, ogólnie mówiąc, nie zachwycała. Z kolei Pardubicom wyraźnie brakowało przełomu w rozegraniu akcji. Tak niepostrzeżenie minęła pierwsza połowa.

W drugiej (wreszcie…) znakomitym strzałem popisał się środkowy pomocnik gospodarzy Michal Hlavatý. Uderzył, mniej więcej, z narożnika pola karnego. Wybornie podkręcił piłkę, która zmierzała do bramki przyjezdnych. Jednakże filigranowy rozgrywający mógł pomyśleć o pechu, ponieważ ostatecznie trafił tylko w słupek.

Drugą, jeszcze bardziej dogodną szansę na wyrównanie miał rezerwowy tego dnia napastnik Leandro Lima. Wszystko za sprawą pomysłowo i sprawnie przeprowadzonego ataku tuż przed szesnastką popularnych „Zszywanych”. Brazylijczyk otrzymał podanie od Hlavatego, ale nie był zbyt precyzyjny – nie uderzył dokładnie w sam róg. Inna sprawa, że kunsztem wykazał się w mojej ocenie najlepszy bramkarz ligi Ondřej Kolář, który w decydującej chwili wyciągnął nogę w stylu bramkarza piłki ręcznej i z powodzeniem odbił futbolówkę.

Piłkarze Pardubic mieli zatem swoje szanse. Zabrakło natomiast skuteczności z ich strony. Wynik ustalił w doliczonym czasie kapitan Slavii, Peter Olayinka. Czego Nigeryjczyk nie zrobił wcześniej w jednej sytuacji (bo takową miał, może nawet lepszą od zapowiadanej), uczynił to niedługo później… w takich okolicznościach.

Podopieczni trenera Kováča zostali właściwie wszyscy na połowie Slavii, która skwapliwie z takiego dobrodziejstwa skorzystała; grając od kilku minut w dziesięciu z powodu drugiej żółtej kartki, jaką zobaczył Aiham Ousou. Zabrał się z piłką Stanislav Tecl, a następnie wypatrzył właśnie wspomnianego wyżej Olayinkę. Ten już wiedział, jak sfinalizować akcję, pokonując chytrym strzałem z 16 metrów golkipera Pardubic.

Jak barwnie napisała strona internetowa jednego ze sponsorów rozgrywek w Czechach: „Piłka wróciła do miasta słynącego z pierników i wyścigów konnych”.

Dodałbym jeszcze, że z całkiem przyzwoitego hokeja na lodzie. A pewnie i na tym nie musielibyśmy się zatrzymywać.

Paweł Król