Wczorajszy mecz. Legia Warszawa – Jagiellonia Białystok 1:0

Legia odniosła pierwsze ligowe zwycięstwo od 19 września (3:1 z Górnikiem Łęczna), czym przerwała serię siedmiu przegranych z rzędu i tym samym nie pobiła niechlubnego klubowego rekordu z 1936 roku.

Passa porażek została zakończona, rekord wyrównany, ale gra aktualnych mistrzów Polski w dalszym ciągu pozostawia wiele do życzenia, zaś sam triumf nad drużyną z Białegostoku został okupiony kilkoma kontuzjami…

Już w szóstej minucie spotkania doszło do groźnego zderzenia między Arturem Jędrzejczykiem oraz Bojanem Nasticiem. Obrońca Legii z urazem barku opuścił boisko (w jego miejsce pojawił się Szwed Mattias Johansson), zaś Bośniak za niebezpieczny atak otrzymał od sędziego Tomasza Musiała żółtą kartkę.

W 14. minucie, Legia po raz pierwszy zagroziła bramce gości. Z rzutu rożnego dośrodkowywał Josue, Johansson oddał strzał głową w kierunku dalszego słupka, ale Taras Romanczuk niemalże z linii bramkowej zdołał wybić piłkę.
W 20. minucie, groźną akcję przeprowadzili piłkarze Jagi – Nastic zagrał w pole karne do Bartosza Bidy, a ten strzelił w boczną siatkę bramki Boruca. Legia osiągnęła minimalną przewagę – w 23. minucie nad poprzeczką strzelił Mladenović, zaś w 26. Mahir Emreli, po stracie Michała Pazdana, również oddał strzał ponad bramką gości. W 36. min Josue zagrał prostopadłą piłkę w pole karne do Emrelego, ale skończyło się tylko na strzale obok bramki. Kilka minut później, po faulu Pazdana na Luquinhasie, Josue z rzutu rożnego z ok. 20 metrów strzelił w poprzeczkę. W pierwszej minucie doliczonego czasu gry, z narożnika pola karnego groźny strzał oddał wyróżniający się w Legii – Josue, ale jego strzał obronił Xavier Dziekoński.

Kiedy wydawało się, że pierwsza połowa zakończy się bezbramkowym remisem i zostanie zapamiętana głównie ze stwierdzenia współkomentującego spotkanie Michała Żewłakowa, o tym że „ze statystykami jest jak ze spódniczką mini – dużo widać, ale nie widać najważniejszego”, nastąpiła akcja meczu; Josue z rzutu rożnego wycofał piłkę przed pole karne do Filipa Mladenovicia, Serb dośrodkował, zaś Emreli strącił piłkę głową do Johanssona i Szwed z kilku metrów trafił do siatki. Analiza VAR zakończyła się uznaniem gola dla Legii.

Drugą połowę legioniści rozpoczęli bez strzelca gola – z powodu kontuzji za Mattiasa Johanssona na boisku pojawił się Lindsay Rose. Na początku drugiej połowy panował chaos. Jagiellonia pierwszy celny strzał oddała w 58. minucie – płaski strzał Romanczuka pewnie obronił Boruc.
Kilka minut później, w trakcie walki o piłkę doszło do zderzenia głowami między Błażejem Augustynem i Lindsay’em Rose’em. Obaj piłkarze już nie powrócili na boisko. Dla Legii była to trzecia wymuszona kontuzją zmiana, mało tego; doszło do rzadko spotykanego ciągu zmian – kontuzjowanego Jędrzejczyka zmienił Johansson, kontuzjowanego Johanssona – Rose, zaś kontuzjowanego Rose’a – Pekhart!
Czech w momencie wejścia na murawę mógł nie czuć się zbyt komfortowo, tym bardziej, że gra w dalszym ciągu w masce. Od tego momentu Jagiellonia przejęła w meczu lekką inicjatywę. W 68. minucie Fiodor Cernych strzelił w środek bramki, a kilka minut później, po błędzie (piłka wypadła z rąk) Boruca na linii 16 metra, Tomas Prikryl strzelił na bramkę Legii, ale udanie zablokował go Kacper Skibicki.

Piłkarze Jagi byli groźni zwłaszcza po stałych fragmentach gry wykonywanych przez Przemysława Mystkowskiego. W 71. minucie Israel Puerto trafił do siatki, ale był na spalonym, a kilka minut później (znów po centrze Mystkowskiego) Hiszpan nie trafił w piłkę. Legia odgryzła się dopiero w 81. minucie. Josue podał do Pekharta. Czech strzelił gola, ale nie został uznany (znów spalony). Chwilę później, kontuzjowanego Luquinhasa zastąpił Andre Martins.
Z uwagi na liczne przerwy w grze (kontuzje, analizy VAR) sędzia Musiał doliczył aż 9 minut do drugiej połowy. Legia w dodatkowym czasie gry myślała już głównie o obronie, zaś Jagiellonia nie potrafiła stworzyć sobie żadnej dogodnej sytuacji do strzelenia gola. W ostatniej akcji meczu, kolejny raz groźnie w pole karne dośrodkowywał Mystkowski, a Skibicki omal nie pokonał własnego bramkarza, zmuszając Boruca do interwencji.

Mistrz Polski w końcu wygrał, ale po bardzo przeciętnym meczu. Na dodatek było to zwycięstwo pyrrusowe, gdyż kilku piłkarzy opuściło boisko z kontuzjami (Jędrzejczyk – złamany obojczyk, konieczna operacja; Rose – złamany nos; Johansson – problemy z mięśniem dwugłowym; Luquinhas – stłuczony piszczel).

Przed Legią sześć bardzo ważnych meczów do 19 grudnia, w tym z Motorem Lublin (1 grudnia, 1/8 Pucharu Polski) i Spartakiem Moskwa (9 grudnia, ostatni mecz fazy grupowej Ligi Europy). Z kolei Jagiellonii zostały już tylko trzy mecze ligowe do końca roku – u siebie z zamykającym tabelę Górnikiem Łęczna oraz na wyjazdach z Lechią oraz Rakowem.

Łukasz Wierzbowski