Wczorajszy mecz. Włochy – Polska 2:0

Polscy piłkarze, poza Wojciechem Szczęsnym, powinni się tego meczu wstydzić.

Co za ulga: na stanowisku komentatorskim Mateusz Borek i Robert Podoliński. Niestety, jak się okazało, były trener m.in. Cracovii i Podbeskidzia dostosował się do naszych piłkarzy.

***

Zdarzały się kadrze Jerzego Brzęczka mecze (chociażby jeden z wcześniejszych z Włochami czy z Portugalią), w których wyglądali, jakby uprawiali inną dyscyplinę sportu niż rywale, a mimo to przegrywali minimalnie. Jest takie nieładne powiedzenie: „więcej szczęścia niż rozumu”. Wydaje się idealnie pasować do selekcjonera biało-czerwonych. Teraz też tak było: podopieczni Alberico Evaniego (trener reprezentacji U-21 zastąpił Roberto Manciniego, który znalazł się w izolacji po pozytywnym wyniku testu na obecność koronawirusa) powinni zdobyć więcej bramek.

Polacy grali w pierwszej połowie żałośnie. Włosi – efektownie, ale nie efektywnie (bo zabrakło, z tych samych względów, co Manciniego, Cira Immobile), więc jedyny gol padł z rzutu karnego. Beznadziejny Grzegorz Krychowiak chyba z kwadrans obejmował wpół Andreę Belottiego, Clement Turpin zagwizdał i po chwili Jorginho pokazał, że jest nielichym specjalistą od strzałów z wapna.

Dodajmy, że Francuz sędziował fatalnie. Brak czerwonej kartki dla Roberta Lewandowskiego, który uderzył rywala łokciem (nasi patriotycznie usposobieni komentatorzy udawali, że nie widzą szarży napastnika Bayernu), za niski wymiar kary dla Jacka Góralskiego przy pierwszym faulu („żółtko” zamiast natychmiastowego odesłana do szatni), brak drugiego karnego po zagraniu ręką Jana Bednarka… Przypomnijmy, że w tym turnieju sędzia nie może pomóc sobie VAR-em, ale co to za usprawiedliwienie dla takich baboli?

Włosi mieli prosty sposób na Polaków: precyzyjnie rozgrywali akcje w środku pola, potem zagrywali na skrzydła – a wyglądało to przy beznadziejnych gościach, jakby piłkarze Manciniego odkryli futbol na nowo. Nicolò Barella czy Lorenzo Insigne kontra nasze orły to był pojedynek Ósmej A z Piątą B, Marii Callas z Mandaryną. Choć może, pisząc o prostym sposobie, przesadzam, wszak Jorginho i jego koledzy potrafili rozgrywać piłkę w sposób wyrafinowany, niezwykle przyjemny dla oka.

O to, gdzie podział się Lewandowski, pyta „La Gazzetta dello Sport”

Na drugą połowę Brzęczek dał do pomocy „modnisiowi” Krychowiakowi „gitowca” Góralskiego i przez jakiś czas próbowaliśmy dorównać Włochom. Mógłby jednak Podoliński nie uprawiać propagandy (choć w sumie mecz leciał w TVP, więc może świadome gadanie od rzeczy ma wpisane w umowę z tą instytucją) i chwalić naszych, bo i tak grali słabo.

Gdy wydawało się, że bohaterowi pono arcydzielnej biografii pióra Małgorzaty Domagalik znów się może poszczęścić (w końcu, jak się ma Roberta Lewandowskiego w składzie, to zawsze coś może wpaść), to Góralski (propagandowo chwalony i broniony przez Podolińskiego) wyleciał z boiska za drugą żółtą kartkę.

Włosi po raz drugi pokonali Szczęsnego w 83. minucie. A konkretnie niezwykłą przytomnością umysłu (powie jeden) czy też stoickim spokojem (stwierdzi drugi) wykazał się Domenico Berardi. Asysta Insigne (piłkarza meczu) też niczego sobie.

Polacy prezentowali się fatalnie. Ani przez sekundę nie pokazali, że mają jakikolwiek pomysł na grę (znaczące było milczenie Lewego, spytanego po meczu o przygotowaną taktykę), byli potwornie wolni, niedokładni, apatyczni.

Nie zmienia to faktu, że duża część z nich to piłkarze, którzy w meczach z Portugalią, Włochami bądź Holandią nie muszą wyglądać jak futbolowi analfabeci. Do tego, by tak się stało, potrzeba jednak selekcjonera z prawdziwego zdarzenia, nie cizia, który praktykował – zazwyczaj nieudanie – wyłącznie w rodzimych klubach. No ale do tego przydałby się prezes PZPN, który nie bałby się być mniej ważny niż z definicji najważniejszy trener w kraju. Wiadomo jednak, że ego Zbigniewa Bońka waży tyle, co płetwal błękitny, więc na nic nie liczę. Dzięki Bogu po ostatnich wyczynach Czesława Michniewicza nikt chyba nie bierze jego pod uwagę jako trenera kadry A.

Niech symbolem spotkania Włochy – Polska będzie nieudolne przyjęcie piłki, którym popisał się Arkadiusz Milik – facet, który ostatni mecz w swoim klubie zagrał bodaj w lipcu. „Wujo” jednak przytulił po raz kolejny naszego bohatera telenoweli transferowej.

W związku z tym, że Polska nie ma już szans na wygranie swojej grupy Ligi Narodów, chyba dobrze by było, gdyby Holendrzy pokonali ją tak z 5:0. Może wtedy nawet Boniek by się ugiął i zatrudnił selekcjonera z prawdziwego zdarzenia.

Na koniec apel: nie nazywajmy pana Jerzego „wuefistą”. Wuefiści mogą przecież świetnie wykonywać swój zawód. Nie obrażajmy ich.

15 listopada 2020, 20:45

Liga Narodów 2020/2021, 5. kolejka grupy 1 dywizji A

Włochy – Polska 2:0 (1:0)

1:0 Jorginho 27 (k)
2:0 Domenico Berardi 83

Włochy: Gianluigi Donnarumma – Alessandro Florenzi (90. Giovanni Di Lorenzo), Francesco Acerbi, Alessandro Bastoni, Emerson Palmieri – Nicolò Barella, Jorginho, Manuel Locatelli –  Federico Bernardeschi (64. Domenico Berardi), Andrea Belotti (79. Stefano Okaka), Lorenzo Insigne (89. Stephan El Shaarawy). Trener: Alberico Evani.

Polska: Wojciech Szczęsny – Bartosz Bereszyński, Kamil Glik, Jan Bednarek, Arkadiusz Reca – Sebastian Szymański (46. Piotr Zieliński), Grzegorz Krychowiak, Jakub Moder (46. Jacek Góralski), Karol Linetty (74. Arkadiusz Milik), Kamil Jóźwiak (46. Kamil Grosicki) – Robert Lewandowski. Trener: Jerzy Brzęczek.

Sędziował: Clement Turpin (Francja).

Czerwona kartka: Jacek Góralski 77.

Stadion: Mapei Stadium – Città del Tricolore (Reggio nell’Emilia).

Mecz bez udziału publiczności.

Marcin Wandzel