Przystanek Bundesliga (76). Przed finałem Pucharu Niemiec

Kolejna edycja tych rozgrywek już niedługo będzie zwyczajnie wspomnieniem…

79., dokładnie mówiąc, w której 21 maja w Berlinie do rywalizacji o trofeum przystąpią: SC Freiburg i RB Lipsk.

W Polsce kolejny raz najlepszy okazał się Raków Częstochowa. Rok temu nie bez trudu pokonał w Lublinie – licząc i nazywając po staremu – drugoligową Arkę Gdynia 2:1. W tym poskromił Lecha Poznań, wygrywając w Warszawie 3:1.

W Niemczech, mówiąc krótko, wyłonił się niespodziewany zestaw finalistów. Nie znalazły się w nim bowiem ani Bayern Monachium, ani Borussia Dortmund. A nawet nie… Borussia Mönchengladbach. O tym, dlaczego akurat wymieniłem popularne „Zebry”, za chwilę. Wyczytałem również, że finał nr 79 będzie pierwszym od 1993 roku, w którym żaden z klubów (czyli choćby jeden) nie sięgnął wcześniej w swojej historii po krajowy puchar. W tym sensie spotkają się więc nowicjusze.

Drużyna z Mönchengladbach w drugiej rundzie PN przejechała się walcem po Bayernie, gromiąc go 5:0 (miałem o tym napisać w swoim czasie, ale tekst nie doszedł do skutku). Pamiętam, że oburzenia nie krył wówczas były zawodnik i obecny dyrektor sportowy Bayernu Hasan Salihamidžić. Najbardziej z takiego powodu, że żaden z piłkarzy nie potrafił zmierzyć się z wysoką przegraną: nie stanął przed kamerą i nie miał odwagi wypowiedzieć się na temat słabej postawy tego dnia drużyny z Bawarii. Niemieckie media zresztą zarzuciły gościom z Monachium brak profesjonalizmu.

Wielki triumf, w spektakularnym rozmiarze, szybko jednak został „Zebrom” zapomniany. W kolejnej rundzie (w 1/8 finału) zespół z Nadrenii poległ bowiem z drugoligowcem z Hanoweru 0:3. Żeby było ciekawiej, w ćwierćfinale Hannover 96 dostał lanie od Lipska – przegrał 0:4.

Może nie będę szczegółowo opisywał pełnej drogi do decydującego meczu w Berlinie zarówno Freiburga, jak i RB Lipsk. W półfinale za to ci pierwsi pokonali na wyjeździe HSV 3:1; po 35 minutach na Volksparkstadion SCF prowadził już 3:0.

Trudniejszą przeprawę miały Die Roten Bullen. Rywalizowały z Unionem Berlin, który w Bundeslidze od jakiegoś czasu bezpiecznie się osadził. Do przerwy Die Eisernen prowadzili po trafieniu reprezentanta Surinamu Sheraldo Beckera, który ładnie zamknął i wykończył akcję dokładnym strzałem w przeciwległy róg bramki z lewej strony.

W drugiej połowie „Byki” pokazały swoją moc, ostatecznie zwyciężając 2:1. Najpierw z rzutu karnego bardzo pewnym uderzeniem wyrównał portugalski napastnik André Silva. W doliczonym czasie zaś przepustkę do finału zapewnił celną główką gospodarzom Emil Forsberg.

Skrót tego spotkania:

Trzeba przyznać, że wspomniane wyżej półfinały cieszyły się ogromnym zainteresowaniem. W Hamburgu przyszło na mecz 57 tysięcy widzów. Na arenę w Lipsku pofatygowało się 47 tys. Efektownie więc to wszystko wyglądało.

W rozgrywkach ligowych klub z Fryburga zajmuje w tej chwili wysokie, 4. miejsce. Po 32 kolejkach minimalnie, o punkt, wyprzedza właśnie finałowego przeciwnika. W meczach bezpośrednich tego sezonu dwukrotnie drużyny te ze sobą remisowały 1:1. Bilans ogólny nieznacznie lepszy ma jednak Lipsk, który wygrał sześć spośród czternastu spotkań, podczas gdy SCF czterokrotnie schodził z boiska zwycięsko. Tyle tytułem statystyki.

Warto zaznaczyć, że drużyna z Saksonii rywalizuje jeszcze w Lidze Europy. W pierwszym półfinałowym meczu pokonała Rangers FC 1:0. Gola na wagę minimalnej zaliczki dla podopiecznych trenera Domenico Tedesco zdobył hiszpański wahadłowy Angeliño; interesujące jest, że ten świetnie grający lewą nogą piłkarz ma występ w reprezentacji Galicji, a dotychczas nie zadebiutował w pierwszej kadrze Hiszpanii. W najbliższy czwartek musi zatem skupić się także na trudnym rewanżu w Glasgow.

Z Freiburgiem kojarzy się słowo stabilizacja. Jest to w przemyślany sposób prowadzony zespół przez Christiana Streicha; od dekady na ławce tego klubu w roli trenera! Potrafi się bez większych problemów utrzymać w Bundeslidze, a czasami jest w stanie sprawić niejedną niespodziankę. Niewykluczone, że również w samym finale na Stadionie Olimpijskim w Berlinie… Zgranie, zespołowość mogą być kluczowe, mimo że to ekipa z dawnego NRD ma – przynajmniej teoretycznie – wszystkie najlepsze karty w ręku. Pierwszy gwizdek 21 maja o godz. 20. Przekonamy się, kto uniesie cenną zdobycz.

Paweł Król