Seans piłkarski (79). FC Roma

Nie kojarzę żadnego naprawdę dobrego filmu fabularnego o piłce nożnej czy też raczej naprawdę dobrego filmu fabularnego, w którym futbol stanowi punkt wyjścia.

Można stworzyć udaną rzecz o boksie (trudno zjechać chociażby „Boksera” Jima Sheridana, choć nie jest to przecież najlepszy film Irlandczyka), można nawet nakręcić obraz wybitny („Wściekły byk” Martina Scorsese), ale o piłce – raczej nie.

Chyba po prostu jest tak, że nakręcenie czegoś wartego uwagi o sporcie drużynowym (nawet jeśli na pierwszym planie jest jednostka – jak w fatalnym „Beście” Mary McGuckian), jest trudniejsze. Powodem jest pewnie to, że łatwiej ciekawie pokazać walkę bokserską czy wyścig Formuły 1 niż mecz piłkarski.

Na szczęście inaczej jest z filmami dokumentalnymi. Na Slow Foot zdarzyło mi się przecież pisać o rzeczach tak dobrych, jak „Vegalta” czy „The Class of ‘92”.

„FC Roma” Rozálie Kohoutovej i Tomáša Bojara daleko do filmów Douglasa Hurcombe’a i Geoffa Trodda oraz Bena i Gabe’a Turnerów, ale warto go zobaczyć. Choć nie wiem, czy gdyby akcja nie rozgrywała się pięć metrów od nas, poświęciłbym temu dokumentowi należytą uwagę.

Na stronie HBO GO czytam, że autorzy filmu „biorą na warsztat temat dyskryminacji i ksenofobii w Czechach”. Trudno udawać, że nie jest to problemem, skoro romska drużyna zdobywała punkty dzięki walkowerom, gdyż… mało kto chciał z nią grać. Jednak bez obaw. „FC Roma” to nie jest dokument interwencyjny. Nikt tu w patetycznym tonie nie bije na alarm. Choć faktycznie problem rasizmu stanowi najważniejszy – obok samej piłki i próby radzenia sobie w nie najpiękniejszej rzeczywistości – element filmu, ani przez chwilę nie miałem poczucia, że obraz był robiony pod tezę.

Na marginesie, walka z rasizmem na stadionach to szczytny cel. Trzeba jednak zauważyć, że jest on immanentną częścią futbolu. Wystarczy spojrzeć na niektóre ryje na meczu, pogadać z kibicami. Przypomina się dialog między Kurtem Vonnegutem a Harrisonem Starrem z początku „Rzeźni numer pięć”:

„– Czy to jest książka antywojenna?
– Tak – odpowiedziałem. – Chyba tak.
– Czy wiesz, co mówię facetom, którzy piszą książki przeciwko wojnie?
– Nie. Ciekawe, co im mówisz.
– Mówię: Dlaczego nie piszesz książek przeciwko lodowcom?”.

Siła filmu Kohoutovej i Bojara polega na ukazaniu zwykłego życia. Brzuchaty bramkarz FC Roma, Patrick, wygrzewa się przy basenie i stwierdza, że chyba pierdoli robotę i znów pójdzie na zasiłek, bo na nim więcej płacą, albo zrzędzi, że żona guzdrze się z przyniesieniem kebabu. Trener Pavel Horváth wiecznie marudzi, próbuje jakoś ogarnąć cały ten bajzel i nadać taktyczny sznyt prowadzonej przez siebie drużynie…

Świetna jest scena, gdy Patrick, pracujący jako śmieciarz, dyskutuje ze współpracownikiem, bodaj rodowitym Czechem, na temat Romów. „Jesteście rasistami, nikt nas nie lubi”. „No tak, bo siedzicie na zasiłkach, a my na was robimy”. Rozmowa – co świetnie koresponduje z przybasenową gadką bramkarza – kończy się jakimś żartem i śmiechem i idealnie pokazuje intencje autorów filmu: pokazać, jak wygląda życie; bez nakierowywania widza na to, co ma myśleć.


Horváth i „Messi”

Są tu też inne, naprawdę fajne momenty. Horváth opierdalający swoich zawodników o palenie blantów, dzieciak, który ma być jak Messi, nadzorowany przez wspomnianego trenera… Do Barcelony raczej nigdy nie pójdzie, chyba w najlepszym wypadku skończy jak Patrick.

I tylko zakończenie tego udanego, choć w pewnym momencie kulejącego scenariuszowo dokumentu, jakieś dziwne. Jeden powie, że ciekawe, drugi – że burzy konstrukcję filmu. Mnie nie podeszło.

„FC Roma” (Czechy 2016; reż. Rozálie Kohoutova i Tomáš Bojar; 76 min.)

Film można zobaczyć na hbogo.pl.

Marcin Wandzel