Jest dobrze. Jak za Beenhakkera

W znakomitej większości poprzednich kwalifikacji do Euro taką sytuację w grupie bralibyśmy z pocałowaniem ręki…

Po siedmiu kolejkach eliminacji Euro 2020 jesteśmy liderem tabeli grupy G z szesnastoma punktami na koncie. Na ten dorobek złożyło się pięć zwycięstw i jeden remis. Jednak gra podopiecznych Jerzego Brzęczka daleka jest od ideału. Wszyscy jak jeden mąż narzekają na styl reprezentacji – wymęczone zwycięstwa bez ofensywnego, pełnego polotu, stylu, fartowne bramki, po kiksach tak rywali, jak i polskich piłkarzy. Słowa krytyki padają nie tylko z ust kibiców, fachowców, ale i… samych zawodników. Na szczęście dość mądrze i powściągliwie wypowiadają się ci gracze, którzy mają mocną pozycję w drużynie. Wśród krytykantów byli (są) Wojciech Szczęsny, Robert Lewandowski czy ostatnio Kamil Glik. Może w kadrze, tak jak u pani Dulskiej, brudy piorą we własnym domu.

Wracając do tematu – niestety dla Brzęczka – piłkarze mają rację. Nie wykorzystujemy swojego sporego przecież potencjału, nawet w połowie. Zęby bolą i oczy krwawią od patrzenia na brzęczkową kadrę i brak koncepcji miotającego się w sieci pomysłów selekcjonera. Aż trudno uwierzyć, że w tej reprezentacji grają podstawowi piłkarze Juventusu, Monaco, Napoli, Bayernu czy Milanu. Że Grzegorz Krychowiak nader uczciwie pracuje na miano najlepszego piłkarza ligi rosyjskiej, a Jan Bednarek na co dzień toczy zacięte boje z najlepszymi napastnikami Premier League.

Po czwartkowych meczach Brzęczek powinien natychmiast wykonać telefon do Carlo Ancelottiego, co takiego przestawił w głowie Macedończykowi Eljifowi Elmasowi, że ten świeżo upieczony 20-latek (urodziny miał niespełna miesiąc temu) poprowadził swoją reprezentację do zwycięstwa nad Słowenią, której my nie umiemy ograć od 15 lat. Kiedy nasz piłkarz występujący w Napoli – czy to Arkadiusz Milik, czy Piotr Zieliński – wygrał tej kadrze mecz, tak jak Elmas wygrał Macedonii pojedynek ze Słoweńcami?! Chyba nigdy…

Selekcjoner może i nie ma pomysłu na drużynę narodową, ale na razie bronią go wyniki. Nie da się ukryć, że losowanie bardzo sprzyjało biało-czerwonym, a i w porę przyszedł spory kryzys w kadrze austriackiej. Sprzyja nam także brak stabilizacji w drużynach Izraela i Słowenii oraz pojedyncze „wyskoki” macedońskiej kadry.

W poprzednich eliminacjach do mistrzostw Europy bywało różnie. Jak? Oto krótka historia z ostatniego ćwierćwiecza:

Eliminacje Euro 1996
Chyba moja ulubiona reprezentacja, Henryka Apostela, po siedmiu meczach miała 11 punktów, w tym dwa remisy (0:0 i 1:1) z przyszłymi mistrzami świata Francuzami. W ataku szalał Andrzej Juskowiak, dzielnie sekundowali mu Roman Kosecki czy Piotr Nowak, zaś odkryciem na prawej pomocy został Tomasz Iwan. „Trójkolorowi” także mieli na koncie jedenaście „oczek”, zaś liderujący Rumuni punktów 17. Niestety, koncertowo spieprzyliśmy sprawę, zdobywając w trzech ostatnich meczach dwa punkty, zaś Francja zdobyła ich aż dziewięć. W dodatku daliśmy się jeszcze wyprzedzić Słowakom.

Eliminacje Euro 2000
Janusz Wójcik miał okazję pokazać, czy w rzeczywistości jest równie mocny, jak w gębie. Inna sprawa, że grupę miał piekielnie mocną – oprócz Szwedów i Anglików, także nieprzewidywalni Bułgarzy i Luksemburg. Szło nam nieźle. Po siedmiu meczach mieliśmy 13 punktów. Liderem była Szwecja (19 pkt), z którą graliśmy ostatni mecz w Sztokholmie. Wicelider – Anglicy – z dorobkiem 15 punktów nerwowo obgryzali paznokcie, śledząc mecz w stolicy Szwecji. Niestety, przegraliśmy 0:2 i znów zabrakło nas na Euro.

Eliminacje Euro 2004
Kwalifikacje, które na selekcjonerskim stołku zaczynał Zbigniew Boniek. Zaczęliśmy od wymęczonego 2:0 z San Marino, a potem przyszło pamiętne 0:1 z Łotwą. I ten mecz zadecydował o wszystkim. Po siedmiu meczach mieliśmy na koncie 10 punktów, o trzy mniej niż Łotwa. Podopieczni Aleksandrsa Starkovsa jechali na mecz do Sztokholmu, gdzie czekali liderujący Szwedzi (17 punktów). I choć zrobiliśmy wszystko, by Łotwę przegonić (wygraliśmy 2:1 z Węgrami), to „Trzy Korony” w haniebny sposób nie przyłożyły się do potyczki z Łotwą i przegrały 0:1.

Eliminacje Euro 2008
Trafiliśmy do siedmiozespołowej grupy. Podopieczni Leo Beenhakkera mimo fatalnego startu (1:3 z Finlandią w Bydgoszczy) szybko odrabiali straty. Po siedmiu spotkaniach mieli 16 punktów – dokładnie tyle, co brzęczkowa kadra. Dołożyliśmy do końca jeszcze 12 oczek i wygraliśmy grupę, pierwszy raz awansując do finałów mistrzostw Europy.

Eliminacje Euro 2012
Byliśmy organizatorem tych mistrzostw, więc nie startowaliśmy w eliminacjach. Może i dobrze, bo stery kadry objął Franciszek Smuda…

Eliminacje Euro 2016
Po siedmiu meczach mieliśmy 14 punktów – siódmy mecz przegraliśmy 1:3 z Niemcami. I to właśnie podopieczni Joachima Löwa zrzucili nas z fotela lidera, bowiem po starciu we Frankfurcie nad Menem mieli na koncie 16 punktów. Z Niemcami o pierwsze miejsce w grupie biliśmy się do końca, ostatecznie przegrywając o jeden punkt (21 – Polska, 22 – Niemcy). Na Euro do Francji pojechaliśmy. Skończyło się na ćwierćfinale.

Jak widać, liczby przemawiają za kadrą Brzęczka. Mamy dokładnie tyle samo punktów, co w analogicznym okresie kadra Leo Beenhakkera. W dodatku u siebie gramy z Macedonią Północną i Słowenią, zaś jedziemy jedynie do grającego w kratkę Izraela. Nie ma innego wyjścia – już teraz wiadomo, że na Euro 2020 awansujemy na 99 procent. A co tam zdziałamy z taką grą, atmosferą i z takim selekcjonerem, to już zupełnie inna sprawa…

Grzegorz Ziarkowski