Małe szczęścia i ich smak

FK Bodø/Glimt – Lech Poznań 0:0. Podopieczni Johna van den Broma tak jak Arsenal FC wyjechali z północy Norwegii z czystym kontem…

Trochę niepostrzeżenie wznowiły rozgrywki europejskie puchary. W tym sezonie wiosną mamy w nich swojego przedstawiciela – aktualny mistrz Polski, poznański Lech, występuje w Lidze Konferencji Europy.

Poznaniacy dostali się doń po odpadnięciu w fatalnym stylu z eliminacji do Ligi Mistrzów (lanie w dwumeczu z azerskim Qarabağ FK), a w kwalifikacjach do LKE radzili sobie kolejno z Dinamem Batumi, Knattspyrnufélagið Víkingur oraz F91 Dudelange. W fazie grupowej los zetknął poznaniaków z hiszpańskim Villarrealem CF, izraelskim Hapoelem Beer Szewa oraz Austrią Wiedeń. Awans do wiosennych gier poznaniacy zawdzięczają dwóm znakomitym meczom przed własną publicznością – z Austrią (4:1) oraz z Villarrealem (3:0). Szczególnie to drugie zwycięstwo jest niezwykle prestiżowe, wszak drużyna prowadzona przez Quique Setiéna to półfinalista poprzedniej edycji Ligi Mistrzów. Do tych dwóch wygranych poznaniacy dołożyli dwa remisy z Hapoelem i remis w Wiedniu.

Wikingowie na drodze
W 1/16 finału lechici trafili na norweski Bodø/Glimt. Drużyna z północy Norwegii nie kojarzyła nam się źle – półtora roku temu poradziła sobie z nią warszawska Legia. Jesienią Norwegowie grali w fazie grupowej Ligi Europy: w grupie z Arsenalem, PSV Eindhoven oraz FC Zürich ugrali cztery punkty. Tylko londyńczycy wyjechali z Norwegii z czystym kontem. W ubiegłym sezonie piłkarze z Bodø potrafili na własnym boisku zlać AS Romę aż 6:1!

Na specyficznej, sztucznej murawie faworytami wydawała się ekipa Kjetila Knutsena. Tymczasem poznaniacy wyszli z jednym założeniem: nie przegrać i nie stracić gola. Udało się, choć nie było lekko. Od początku mistrzowie Polski zostali zepchnięci do głębokiej defensywy, która na szczęście wytrzymała napór gospodarzy. We znaki dawali nam się Albert Grønbæk, Patrick Berg, Amahl Pellegrino oraz Faris Moumbagna. Filip Bednarek zachował do przerwy czyste konto. Dużo gorzej wyglądała gra Lecha w ofensywie, która po prostu… nie istniała. Michał Skóraś, Mikael Ishak i Filip Szymczak byli zagubieni jak dzieci we mgle.

Wstydliwa statystyka
Siedem minut po przerwie poznaniacy wypracowali sobie najlepszą okazję w tym meczu. Na indywidualny rajd zdecydował się Szymczak. Reprezentant młodzieżówki włączył piąty bieg i pomknął prawą stroną. Świetnie dośrodkował w pole karne, lecz wszystko spartolił jego imiennik Filip Marchwiński. Była to doskonała sytuacja do tego, by objąć prowadzenie, jednak pomocnik Lecha nie trafił nawet w bramkę. Poznaniacy zakończyli ten mecz z niezwykle wstydliwą statystyką zerowej liczby celnych strzałów. W zespole gospodarzy szczęścia próbował jeszcze aktywny Grønbæk, lecz i on miał fatalnie nastawiony celownik.

Wyjazdowy remis 0:0 jest niezwykle cennym rezultatem, który sprawia, że „Kolejorz” ma realną szansę awansu. Dlatego że rewanż gra u siebie, a stadion przy Bułgarskiej jest w tym sezonie twierdzą nie do zdobycia. Pięć goli zainkasowało tutaj Dinamo Batumi, po cztery Austria i Vikingur, trzy Villarreal. Z kolei Norwegowie nie radzą sobie najlepiej na wyjazdach. Jedni uważają, że ten remis w Bodø to blamaż i kompromitacja, inni – że sukces, bo Lech nie wrócił do domu z bagażem sześciu bramek tak jak Roma. Cóż, prawda leży pośrodku. Niemniej, Lech może pochwalić się czystym kontem i dobrym wynikiem przed rewanżem. To są te małe szczęścia, z których należy się umiarkowanie cieszyć.

Ostatnim polskim zespołem, który awansował wiosną w europejskich pucharach, jest Legia Warszawa. Było to w 1991 roku, gdy „Wojskowi” wyeliminowali UC Sampdorię. Dwadzieścia lat później była nadzieja, że ten wynik powtórzy właśnie poznański Lech. W pierwszym meczu z SC Bragą poznaniacy wygrali 1:0 po golu Łotysza Artjomsa Rudņevsa. Niestety, w rewanżu już do przerwy poznaniacy przegrywali 0:2 i mimo ambitnych prób nie zdołali strzelić gola dającego awans. Teraz – po raz drugi w swojej historii Lech stoi przed szansą wywalczenia awansu w fazie pucharowej europejskich pucharów. Łatwo nie będzie, tym bardziej, że za kartki nie zagra chyba najlepszy piłkarz gości w czwartkowym starciu, pomocnik Radosław Murawski. Jednak poznaniacy mają na tyle szeroką i wyrównaną kadrę, że dziurę po byłym młodzieżowym reprezentancie Polski powinni bez problemu załatać…

16 lutego 2022, Aspmyra Stadion w Bodø

1/16 finału Ligi Konferencji Europy

FK Bodø/Glimt – Lech Poznań 0:0

Bodø/Glimt: Julian Faye Lund – Brice Wembangomo (79. Isak Amundsen), Brede Moe, Marius Lode, Adam Sørensen – Joel Mvuka (70. Sondre Sørli), Patrick Berg, Morten Konradsen, Albert Grønbæk (86. Ask Tjærandsen-Skau), Amahl Pellegrino (71. Nino Žugelj) – Faris Moumbagna (70. Runar Espejord).

Lech: Filip Bednarek – Joel Pereira, Bartosz Salamon, Antonio Milić, Alan Czerwiński – Filip Szymczak (73. Kristoffer Velde), Radosław Murawski, Nika Kwekweskiri (46. Filip Marchwiński), Jesper Karlström (80. Filip Dagerstål), Michał Skóraś – Mikael Ishak (89. Artur Sobiech).

Żółte kartki: Moumbagna / Murawski.

Sędziował: Harald Lechner (Austria).

Widzów: 6925.

Grzegorz Ziarkowski

Foto: twitter.com