Panie Paulo, lepiej już było!

Garść wniosków po czwartkowej potyczce w Budapeszcie…

Portugalczyk Paulo Sousa wpisał się w trend selekcjonerskich debiutów. Czyli reprezentacja Polski nie wygrała w premierowym spotkaniu nowego trenera. Ale też nie przegrała. Prawdopodobnie dopiero na koniec szaleńczych mundialowych eliminacji (10 spotkań o punkty w ciągu roku!) okaże się, czy w Budapeszcie jeden punkt zdobyliśmy, czy straciliśmy dwa…

Sousa po meczu przyznał samokrytycznie, że nie trafił ze składem. Dopiero rezerwowi ożywili poczynania w ofensywie naszego zespołu, których przez 60 minut właściwie… nie było. Graliśmy przysłowiowy i niemal wpisany w DNA naszej kadry piach, który towarzyszył niemal całej selekcjonerskiej kadencji Franciszka Smudy, Waldemara Fornalika czy Jerzego Brzęczka, a gdzieś po roku pracy wygrzebał się z niego Adam Nawałka.

Portugalski selekcjoner – na szczęście jeszcze niezbyt boleśnie – przekonał się, że eksperymenty w meczach o punkty i wpuszczanie świeżej krwi do zespołu mogą uczynić więcej szkód niż pożytku. Na kogo – naszym zdaniem – był trener Bordeaux powinien postawić w kolejnych spotkaniach: z Andorą i z Anglią, by ze spokojem podchodzić do kolejnych eliminacyjnych bojów?

Doświadczenie w cenie
W bramce zawiódł Wojciech Szczęsny. Golkiper Juventusu wpuścił trzy bramki, czym dał pole do popisu dziennikarzom, wyciągającym jego reprezentacyjne wpadki. W tym przypadku okazało się, że minusy znacznie przysłaniają plusy i że Szczęsny w reprezentacji to dużo słabsza wersja Szczęsnego z klubu. W odwodzie pozostaje wieczny rezerwowy, doświadczony Łukasz Fabiański, który w reprezentacji raczej nie zawodzi. „Fabian” wydaje się lepszym gwarantem tak potrzebnego spokoju w tyłach.

W defensywie pewne miejsce powinien mieć duet stoperów Kamil Glik i Jan Bednarek. Gdy ten pierwszy wszedł na boisko w stolicy Węgier, elektryczny i niepewny zawodnik Southampton niemal natychmiast zyskał pewność siebie, której przez 58 minut mu brakowało. Doświadczenie Glika i jego umiejętność gry głową pod bramką rywala dają drużynie naprawdę dużo. Kto na bokach defensywy? Pod nieobecność Tomasza Kędziory (Paulo, why?) do momentu straty trzeciej bramki przyzwoicie spisywał się Bartosz Bereszyński, który chwilowe zaćmienie niejako „odrobił”, asystując przy golu Roberta Lewandowskiego. Może z Andorą szansę powinien dostać silny jak tur debiutant Kamil Piątkowski (Raków Częstochowa)?

Na lewej stronie obrony tradycyjna posucha. Coś nam podpowiada, że dyskretny zazwyczaj w reprezentacyjnych grach Maciej Rybus zaprezentowałby się dużo lepiej niż Arkadiusz Reca, co do którego wątpliwości były już za kadencji Brzęczka. Jeśli w niedzielę chcemy grać ofensywnie, trzeba by się zastanowić, czy na wahadle nie dać szansy np. Kamilowi Grosickiemu?!

Wal, Grzesiek!
Druga linia. W Budapeszcie poprawnie spisywał się Grzegorz Krychowiak. Pomocnik Lokomotiwu Moskwa w kilku meczach ligi rosyjskiej ładował z dystansu takie bramki, że klękajcie narody. W starciu z Węgrami kilka razy aż prosiło się, by rozpędzony „Krycha” kropnął z daleka. Może napędziłby rywalom stracha, a może któryś z tych strzałów znalazłby drogę do siatki? Tego już się, niestety, nie dowiemy. Obok Krychowiaka zagrał Jakub Moder, ale zwyczajnie rozczarował. Były gracz Lecha jeszcze aklimatyzuje się w angielskim Brighton & Hove Albion i w czwartek zaprezentował się nad wyraz chaotycznie i niepewnie.

Kto powinien zatem zagrać w środku pola razem z „Krychą”? Z Andorą rolę reżysera mógłby pełnić Piotr Zieliński, który świetną asystą przy bramce Kamila Jóźwiaka pokazał, że ma papiery na granie. Tylko czemu tak rzadko pokazuje to w reprezentacji? Rafał Augustyniak rozwinął się w lidze rosyjskiej, a Bartosz Slisz regularnie łapie minuty w warszawskiej Legii. Jednak Sousa dość mocno kombinował ze składem w Budapeszcie i się na tym sparzył. W kolejnych meczach powinien wystawić już zahartowanych w bojach zawodników.

Wreszcie skrzydła. Wspomniany Jóźwiak chyba wywalczył sobie miejsce w podstawowym składzie świetną zmianą na Węgrzech. Zresztą z Andorą będziemy potrzebowali dobrego dryblera. Z Anglią także. Sebastian Szymański był najsłabszym ogniwem drużyny w czwartkowym meczu, więc na razie powinien odpoczywać i przemyśleć swój marniutki występ. Jeśli na lewym wahadle zagrałby Grosicki, to może przed nim warto postawić na któregoś z mniej doświadczonych graczy? Przemysław Płacheta już błysnął w jesiennym spotkaniu z Ukrainą. Tym bardziej, że jest dynamiczny i prawonożny, a schodząc do środka, robiłby na boku korytarz dla „Grosika”. Jest jeszcze 17-letni Kacper Kozłowski ze szczecińskiej Pogoni, ale jemu dalibyśmy szansę w ostatnim kwadransie przy korzystnym rezultacie z Andorą.

Stawiam na Krzyśka
Krzysztof Piątek może i ma swoje problemy w klubie, ale gdy wybiega na boisko w koszulce z orłem na piersi, niemal zawsze stworzy jakieś zagrożenie pod bramką rywala, które pachnie golem. W czwartkowym pojedynku niektórzy rywale nie zdążyli się nawet zorientować, że jest na murawie, a już wpakował piłkę do siatki. Osiem goli w szesnastu reprezentacyjnych meczach to bardzo dobra statystyka. I to właśnie „Piona” powinien wybiec w pierwszym składzie obok Roberta Lewandowskiego.

Arkadiusz Milik w kadrze jest zbyt nonszalancki. Denerwują jego straty, na które reaguje irytującym uśmiechem na ustach. I choć powoli odzyskuje równowagę, grając dość regularnie w Marsylii, to w marcowych spotkaniach reprezentację powinien sobie pooglądać z ławki rezerwowych. Mogłaby to być dość surowa kara za budapesztańskie „wyczyny”, a raczej ich brak. W odwodzie zostaje Karol Świderski. O napastnika PAOK FC długo upominali się dziennikarze. Jeśli dostanie swoje minuty z Andorą lub Anglią, z pewnością zrobi wszystko, by udowodnić, że powołania nie dostał na wyrost.

Grzegorz Ziarkowski