Skandynawska siła ataku

Najpierw rozbłysł talent innego zawodnika, którego nazwisko także zaczyna się na literę H.

Obecnie reprezentuje on finalistę tegorocznej Ligi Mistrzów, drużynę Manchesteru City. Jest już uznanym napastnikiem, szalenie niebezpiecznym dla przeciwników, a nazywa się oczywiście Erling Håland.

Kilka lat temu miałem okazję napisać o nim dla naszej strony, kiedy jeszcze ważyła się decyzja co do wyboru klubu w Anglii przez urodzonego w Leeds Norwega; nomen omen syna byłego obrońcy „The Citizens”, Alfiego Hålanda.

Wniosek jest taki, że wyrósł reprezentacji Norwegii prawdziwy łowca goli, który w obecnym sezonie Premier League pobił rekord należący do Andy’ego Cole’a i Alana Shearera; przekroczył liczbę 34 trafień w jednej kampanii. Trzeba przyznać, że znalazł się w doborowym towarzystwie byłych napastników, których zaprezentował Darek Kimla w autorskim rankingu TOP 250.

Przejdźmy jednak do głównego punktu (gościa) programu, jakim jest Rasmus Højlund. Urodził się w 2003 roku i jest tylko niewiele niższy od wspomnianego E. Hålanda. Niektóre źródła podają, że przyszedł na świat w Kopenhadze, ale są też takie, które pomijają dokładne miejsce urodzenia młodego atakującego z Danii.

Pierwszy raz zobaczyłem go w akcji w 2022 r., gdy reprezentował Sturm Graz, do którego przeszedł z F.C. København. Było to w meczu eliminacyjnym Ligi Mistrzów, w którym austriacki klub rywalizował z Dynamem Kijów. Zwrócił uwagę wiekiem, ale także zapisał się jako strzelec gola. Chwilę później okazało się, że Austria stała się tylko krótkim przystankiem (w austriackiej Bundeslidze jego bilans to 18 meczów i dziewięć goli), ponieważ w nowym sezonie (2022/2023) Højlund trafił do Bergamo.

Może nie strzela goli w Serie A dla Atalanty z regularnością norweskiego odpowiednika na tej pozycji w lidze angielskiej, jakby fabrycznie, ale warto nań zwrócić baczniejszą uwagę w moim przekonaniu.

Spore możliwości ujawnia w reprezentacji Danii. W obecnych eliminacjach mistrzostw Europy prezentuje się wręcz wybornie. Po dwóch spotkaniach rozegranych w grupie H przez „De Rød-Hvide” ma na koncie pięć goli! W pierwszym meczu trzykrotnie pokonywał bramkarza Finlandii, w drugim – dwukrotnie znajdował sposób na przechytrzenie golkipera Kazachstanu. W tym miejscu warto się zatrzymać, bo w Astanie doszło do nie lada niespodzianki. Gospodarze, mimo że przegrywali już 0:2, potrafili w drugiej połowie zdobyć trzy gole i ostatecznie wygrać 3:2. Oprócz dość efektownego gola lobem, którego autorem był właśnie Højlund, prawdziwą ozdobą był strzał dający wyrównanie Kazachom. Uderzenie Aschata Tagybiergiena w 86. minucie było jak z innego świata.

Mimo że piłka jest grą zespołową, nasuwa się porównanie z rodakiem Rasmusa Højlunda, równie młodym tenisistą, Holgerem Rune (obecnie siódma pozycja w rankingu ATP). Rówieśnik piłkarza w materiale dokumentalnym, jaki nie tak dawno widziałem, został przedstawiony jako osoba, która na korcie nie wpada w kompleksy i ma wielką wolę wygrywania. Piłka to nie tenis, można powiedzieć, za to cechy wolicjonalne mają znaczenie praktycznie w każdej dyscyplinie. Myślę, że jeśli podobne podejście przyświeca Rasmusowi, ma on szansę znaleźć się w przyszłości w jednym z większych klubów Europy, bowiem zdolności czysto piłkarskich mu nie brakuje: potrafi grać w sposób wszechstronny i nieprzewidywalny. Sporo z piłką przy nodze potrafi…

Paweł Król