Migawki z podwórka, czyli wyławianie perełek

Korzystając z przymusowej przerwy od piłkarskiej rzeczywistości, zanurzyłem się w lokalną historię…

I nie powiem, jest to cholernie przyjemne. Wertowanie pożółkłych stron starych gazet i odświeżanie informacji, które albo zaległy w zakamarkach pamięci, albo już z niej uleciały sprawia mi naprawdę dużą radość. Od 15 lat udzielam się na lokalnym portalu w charakterze dziennikarza sportowego. Gdy patrzę na ilość odsłon (są od 50 do nawet 100 procent większe niż aktualne „newsy”), tekstów o dość odległych sportowych, nie tylko piłkarskich, czasach, to czuję, że to moje grzebanie w przeszłości ma jednak jakiś sens.

Pisałem kiedyś o tym, że pabianicki Włókniarz grał w II lidze łącznie przez 10 sezonów. Siłą rzeczy drużyna z mojego miasta musiała się otrzeć o wielki futbol, o którym powszechnie wiadomo. I kilka takich perełek z pabianickiej przeszłości wybrałem…

Piękne gole Sajewicza

W Walentynki 1981 roku piłkarze trzecioligowego Włókniarza sprawili zakochanym w futbolu kibicom wspaniałą niespodziankę – wygrali z łódzkim Widzewem. Za grającymi w ekstraklasie łodzianami była fantastyczna jesień. Podopieczni Jacka Machcińskiego znakomicie spisywali się w Pucharze UEFA. Najpierw Widzew wyrzucił za burtę Manchester United (1:1 w Anglii, 0:0 w Łodzi), potem po dramatycznym boju i karnych w Turynie, łodzianie przeszli wielki Juventus FC. Rozpędzeni widzewiacy zatrzymali się dopiero w kolejnej rundzie na angielskim Ipswich Town (0:5 i 1:0).

Dla Włókniarza był to trzeci sparing w ówczesnym okresie przygotowawczym. Tydzień wcześniej podzielony na pół zespół „zielonych” uległ Lechii Tomaszów Mazowiecki 0:2 i ŁKS-owi 0:3. Widzew nie przyjechał do Łodzi w najsilniejszym składzie – niespełna dwa miesiące wcześniej Polski Związek Piłki Nożnej zawiesił za tak zwaną „aferę na Okęciu” Zbigniewa Bońka, Józefa Młynarczyka i Władysława Żmudę. Boniek, Żmuda i piłkarz ŁKS, Stanisław Terlecki wstawili się wówczas za Młynarczykiem, który przyszedł pijany na zbiórkę przed wylotem na Maltę.

Na zaśnieżonym boisku przy Marchlewskiego w Pabianicach grało jednak wielu bohaterów zwycięskich bojów z Manchesterem i Juventusem. Niewielu było takich, którzy dawali pabianiczanom jakiekolwiek szanse. Tymczasem po pierwszych 45 minutach trzecioligowcy z Pabianic prowadzili 2:0, bowiem dużo lepiej radzili sobie na trudnym terenie. Obie efektowne bramki były dziełem Mirosława Sajewicza, najlepszego w „zielonych” szeregach.

Po zmianie stron Marka Darocha najpierw zaskoczył samobójczym strzałem Kukieła, a potem do siatki trafił „Zito” Rozborski i było 2:2. Stracone gole nie załamały Włókniarza. W 62. minucie po strzale Dariusza Mantaja, widzewiaków uratowała poprzeczka. Kwadrans przed końcem szarżującego w polu karnym Mirosława Jurczaka faulem zatrzymał Gajda. „Jedenastkę” na gola zamienił Rutkowski i sensacja stała się faktem.

Włókniarz Pabianice – Widzew Łódź 3:2 (2:0)

Gole: 2 Sajewicz, Rutkowski – Kukieła sam., Rozborski.

Włókniarz: Krzysztof Stefańczyk (Marek Daroch) – Wojciech Zel, Andrzej Kukieła (Zbigniew Ciesielski), Andrzej Kopka (Zbigniew Palmowski), Marek Wojciechowski (Edward Płaczek) – Paweł Szałecki (Jerzy Stanowski), Jerzy Rutkowski, Marian Sotyń (Ryszard Samolej), Piotr Kociołek (Paweł Szałecki) – Mirosław Sajewicz (Dariusz Mantaj), Mirosław Jurczak.

Widzew: Piotr Gajda – Bogusław Plich, Andrzej Grębosz, Piotr Mierzwiński, Andrzej Możejko – Mirosław Tłokiński, Piotr Janisz, Zdzisław Rozborski, Krzysztof Surlit – Piotr Romke, Włodzimierz Smolarek.

Finał przy Sempołowskiej

W 1982 roku Włókniarz po raz czwarty w historii awansował do II ligi. Przygotowania do nowego sezonu były niezwykle intensywne. Zaczęło się od porażki 0:1 z płocką Wisłą, ale potem było już tylko lepiej. Najpierw 2:0 pokonali Pogoń Zduńska Wola (gole: Ryszard Robakiewicz, Janusz Skibiński), potem w takim samym stosunku ograli Concordię Piotrków (gole Janusza Komorowskiego i Mirosława Skrydalewicza). Włókniarz pokazał siłę w sparingu z Odrą w Opolu. Choć rywal prowadził 1:0, wyrównał Jerzy Stanowski, a zwycięstwo celnym strzałem zapewnił Robakiewicz.

Próbą generalną przed drugoligową inauguracją miało być starcie z poznańskim Lechem na stadionie PTC. Na trybunach przy Sempołowskiej zasiadły tłumy – cztery tysiące kibiców spragnionych dobrej gry. Ledwie dwa miesiące wcześniej poznaniacy wygrali rozgrywki Pucharu Polski, wygrywając w finale 1:0 ze szczecińską Pogonią. Zwycięskiego gola dla „Kolejorza” strzelił Mirosław Okoński.

Do Pabianic lechici przyjechali bez kilku pewniaków, grających w pierwszym składzie. Brakowało m.in. utytułowanego golkipera Piotra Mowlika, czy Józefa Szewczyka. Byli jednak inni doświadczeni ligowcy.

„Mecz, poza pierwszym kwadransem, w którym Włókniarz przeważał, miał wyrównany przebieg.” – relacjonował starcie „Dziennik Łódzki”. Włókniarz w pierwszej połowie zagroził Lechowi raptem raz, gdy w 8. minucie po strzale Nowaka piłka minimalnie minęła słupek. Poza tym bramkarz Lecha, Zbigniew Pleśnierowicz porządnie się wynudził. Z kolei jego zmiennik, Ryszard Jankowski miał już więcej roboty, bowiem w drugiej połowie „zieloni” mieli więcej z gry. W 63. minucie dyspozycję poznańskiego bramkarza ponownie sprawdził Nowak. Bez skutku. 120 sekund później piłkę zmierzającą do bramki wybił Janusz Małek.

– Włókniarz traktował ten mecz jak finał mistrzostw świata, a my graliśmy na luzie – napisał mi (dość przypadkowo) na facebooku Małek.

W 76. minucie w podobny sposób lechitów uratował Andrzej Strugarek. Cztery minuty później nic już nie uratowało poznaniaków. Jokerem w talii Włókniarza okazał się Skibiński. Po jego celnym strzale głową włókniarze objęli prowadzenie, którego nie oddali do końca.

Pabianiczanie podobali mi się. Jest to bojowy i dobrze, sądząc po grze, przygotowany do drugoligowych bojów zespół. Występuje w nim kilku niezłej klasy piłkarzy. Najbardziej wpadli mi w oko Robakiewicz i Nowak – powiedział po meczu Wojciech Łazarek, który cztery lata później został selekcjonerem reprezentacji Polski.

Fotel selekcjonera Łazarek objął dzięki świetnym wynikom osiąganym właśnie z poznańskim Lechem. Porażka przy Sempołowskiej okazała się początkiem znakomitego sezonu, po którym poznaniacy zdetronizowali Widzew i sięgnęli po mistrzostwo Polski! Z kolei włókniarze też zakończyli rozgrywki 1982/83 sukcesem, bowiem pierwszy raz po awansie do II ligi… nie spadli z niej.

Włókniarz Pabianice – Lech Poznań 1:0 (0:0)

Gol: Skibiński 80.

Włókniarz: Krzysztof Stefańczyk (Andrzej Kretek) – Andrzej Kukieła, Janusz Komorowski (Paweł Szałecki), Zbigniew Ciesielski, Jarosław Bardelski – Piotr Janisz, Marian Sotyń, Jerzy Rutkowski, Dariusz Sowiński (Janusz Skibiński) – Ryszard Robakiewicz, Witold Nowak.

Profesor Komorowski

Warszawskiej Legii rozgrywki 1982/83 w I lidze ewidentnie się nie udały. Podobnie jak Włókniarz, w 30 spotkaniach wywalczyła 29 punktów, co w lidze dało dopiero ósmą lokatę. Trener „wojskowych” Jerzy Kopa nie zamierzał się pieścić z warszawskimi gwiazdorami i porządnie dał im w kość na zgrupowaniu w Wągrowcu. W drodze do domu, legioniści zatrzymali się w Pabianicach, gdzie mieli zaplanowany sparing z Włókniarzem.

Legia nie grała w najsilniejszym składzie – brakowało reprezentantów Polski: Jacka Kazimierskiego, Andrzeja Buncola (przebywali z kadrą we Francji), Stefana Majewskiego (kontuzja) i Dariusza Kubickiego (wyleciał z kadrą olimpijską na tournée po Ameryce Południowej i Środkowej). W zamian za nich szkoleniowiec Legii sprawdzał nowych piłkarzy: Kazimierza Budę (Stal Mielec), Kazimierza Putka (Hutnik Kraków) i Jarosława Biernata (Pogoń Szczecin).

Ponieważ był to pierwszy letni sparing „zielonych”, pabianickiej publiczności pierwszy raz zaprezentowali się Mirosław Peresada (Broń Radom), Włodzimierz Bąkiewicz (GKS Bełchatów) i Andrzej Winter (Boruta Zgierz). Z tej trójki najlepiej na boisku zaprezentował się Bąkiewicz, który według dziennikarza „Życia Pabianic”„w wielu fragmentach mógł zaimponować. Ma przede wszystkim przegląd sytuacji. Potrafi także przewidzieć przebieg boiskowych wydarzeń. Nie jest pomocnikiem jednostronnym oraz nie sprawia mu zbytniej trudności konstruowanie akcji ofensywnych, jak i likwidowanie akcji rywali.”

Peresada braki w warunkach fizycznych nadrabiał skocznością i refleksem na linii. Piłkarze ze stolicy wielokrotnie próbowali strzelić mu pod poprzeczkę, ale golkiper Włókniarza zbijał piłki z niebywałą gracją. Z kolei Winter błysnął kilkoma ofensywnymi wejściami.

Ze „starej gwardii” najlepiej spisał się Janusz Komorowski. Tata Marcina, przyszłego reprezentanta Polski, doczekał się od kibiców profesorskiej nominacji. Z niezwykłą pewnością interweniował w defensywie. Gdy Komorowski nie dawał rady, z pomocą przychodził mu Jarosław Bardelski, który kilka razy uratował Włókniarza przed utratą gola. A trzeba przyznać, że przeciwnika mieli godnego – Janusz Turowski strzelił w lidze siedem bramek, będąc do spółki z Buncolem, najskuteczniejszym graczem Legii.

Na prawej pomocy z doświadczonym Ryszardem Milewskim świetnie radził sobie Dariusz Sowiński. Wygrywał wiele pojedynków i pracował w pocie czoła dla dobra pabianickiej drużyny.  Jedyną bramkę w meczu strzelił Witold Nowak, w 48. minucie, który pokonał Dariusza Opolskiego.

Wszyscy twierdzili, że zwycięstwo włókniarzy nie było przypadkowe, lecz zupełnie zasłużone. Montujący skład, który miał w nadchodzącym sezonie podbić ligę, legioniści, momentami wyglądali przy ekipie z Pabianic niczym… trzecioligowcy.

Włókniarz Pabianice – Legia Warszawa 1:0 (0:0)

Gol: Nowak 48.

Włókniarz: Krzysztof Stefańczyk (Mirosław Peresada) – Andrzej Kukieła, Janusz Komorowski, Jarosław Bardelski, Wiesław Serek – Dariusz Sowiński (Andrzej Winter), Marian Sotyń (Piotr Janisz), Włodzimierz Bąkiewicz, Jerzy Rutkowski – Witold Nowak, Tadeusz Jacek.

Legia: Dariusz Opolski – Jan Karaś, Andrzej Sikorski, Edward Załężny, Ryszard Milewski – Zbigniew Kaczmarek, Kazimierz Buda, Jarosław Biernat, Kazimierz Putek – Janusz Turowski, Andrzej Tomczyk.

Grzegorz Ziarkowski